Państwo polskie pod rządami uśmiechniętej koalicji „demokracji walczącej” płynnie przechodzi od stanu kabaretu do tragifarsy. Pan premier dwoi się i troi z kolejnymi przykrywkami kolejnych potknięć i wpadek, kręcąc się wokół własnej osi coraz szybciej – na podobieństwo derwisza w ekstatycznym uniesieniu, tyle że jeszcze bardziej. Wywrotka jest pewna, tyle że nieznany jest jeszcze jej moment.
Zaledwie kilka dni dzieli od siebie odnalezienie przez pana premiera prawdziwych winowajców powodzi – czyli złowrogich, pisowskich bobrów – oraz ogłoszenie akcji ich eksterminacji (z czego śmiano się nawet w kręgach mu przychylnych, a „Politico” poświęciło temu oddzielny artykuł, okraszony złośliwą karykaturą walczącego z bobrami pana premiera) oraz najnowszy obiekt emocjonalnego wzmożenia: tubki z wódką. Mające przypominać tubki z musami dla dzieci, co wprowadziło pana premiera w stan nieomal furii, zaprezentowany na tiktokowym filmiku, na którym miotał gromy na producentów tychże tubek oraz rozstawiał po kątach podległych sobie ministrów. Którzy mieli po nocy pisać jakieś zakazy czy nakazy, wszystko oczywiście na pokaz i dla picu. Bo prawdziwą przyczyną jednodniowej tubkowej afery było przykrycie kolejnej kompromitacji rządu, premiera, a przede wszystkim ministra sprawiedliwości, czyli orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie prokuratora krajowego. Dętą tubkową hucpę zakończył wytwórca tychże, komunikując wstrzymanie produkcji i wycofanie z rynku już dostarczonych tubek – najzupełniej legalnych i zgodnych ze wszystkimi, nawet najgłupszymi krajowymi oraz unijnymi regulacjami. Żyjemy w kraju, w którym najwyższe władze państwowe – w imię przykrywania własnej nieudolności i doraźnej propagandy – są skłonne zniszczyć dowolne przedsiębiorstwo lub dowolnego człowieka, przy wtórze chóru zawodowych demagogów i politycznych celebrytów, patrzących wyłącznie na statystyki wejść w swoich mediach społecznościowych. Dotyczy to także dostępu do broni…
Powodzie na południu kraju mieliśmy, mamy i mieć będziemy – już Jan Długosz wspomina o takiej z roku 988, za panowania Mieszka I. Tymczasem klimatyczni aktywiści, mieniący się „ekologami” (choć żadnych tytułów po temu nie mają) widzą w tym potwierdzenie ocieplania się klimatu – bo przecież w 1997 roku była „Powódź Tysiąclecia”, a minęło tylko 27 lat… Ludzie uciekając przed powodzią przeparkowali auta w wyżej położone rejony – i za wycieraczkami znaleźli mandaty od straży miejskiej i Policji za złe parkowanie. Pewien 22-latek zamieścił wpis na fejsbuku, że zorganizowane szajki uzbrojonych złodziei okradają pozostawione przez ewakuowanych powodzian mienie – i został zatrzymany za… utrudnianie akcji ratunkowej. Osławiona „ministra” klimatu i środowiska zaoferowała powodzianom preferencyjne kredyty. Minister finansów ogłosił akcję pomocy dla zalanych przedsiębiorców, w postaci… wsparcia zakupu przez nich kas fiskalnych. Pani dzielnie piastująca kierownicze stanowisko w przedsiębiorstwie Wody Polskie tłumaczy podczas narady sztabu kryzysowego działanie systemu zbiorników retencyjnych na przykładzie wanny – myląc przy tym ich nazwy i lokalizacje.
Ale kwintesencją działań rządu w sprawie powodzi jest dla mnie koszulka pana premiera, z pracowicie wyhaftowanym łosiem. Tylko nie wiem, czy to aluzja, czy stwierdzenie faktu?
A ponieważ już trochę podeschło, zapraszam Państwa do lektury październikowego numeru naszego czasopisma – papierowo lub elektronicznie – oraz do oglądania filmów KINO STRZAŁ.pl na serwisie You Tube