Parlament frankfurcki

A nie brukselsko-strasburski? Nie – do tego drugiego dopiero co wybraliśmy tzw. europosłów, a tu chodzi o ten wcześniejszy, z maja 1848 roku. Ale analogie cisną się same. Ciekawe, czy to się wszystko podobnie skończy – zapewne tak, choć będzie śmieszniej. Bo historia powtarza się zazwyczaj jako farsa.

Przypomnę pokrótce, o co chodziło. Od lutego w wielu krajach Europy trwały rozruchy i zamieszki, nazwane później Wiosną Ludów. Na dzień 18 maja zwołane zostało, właśnie do Frankfurtu (nad Menem), ogólnoniemieckie Zgromadzenie Narodowe (Frankfurter Nationalversammlung) – w celu zjednoczenia Niemiec. Kraje niemieckojęzyczne były bowiem wówczas podzielone na wiele mniejszych i większych państw i państewek, wśród których dominowały Austria i Prusy, walczące o rząd dusz (i sakiewek) obywateli. Wybory do frankfurckiego parlamentu – pozytywnie zaopiniowane przez Radę Związku Niemieckiego – przeprowadzono pod koniec kwietnia. W Austrii na posłów wybrani zostali tylko Niemcy, bo politycy innych narodowości albo zbojkotowali wybory (Czesi, Słoweńcy), albo w ogóle zostali pominięci (Polacy, Włosi, Węgrzy). Przewagę w parlamencie zdobyła początkowo opcja opowiadająca się za utworzeniem Rzeszy Niemieckiej z wszystkich krajów, a więc także z Austrii i Prus. Posłowie z Cesarstwa Austrii chcieli włączenia do nowej Rzeszy wszystkich krajów pod władzą Habsburgów, w tym słowiańskich, ale przedstawiciele państewek zachodnich woleli twór jednolity narodowo, czysto niemiecki. W końcu stanęło na koncepcji tzw. małych Niemiec, czyli zjednoczenia pod przewodnictwem Prus, bez obszarów znajdujących się pod berłem Habsburgów. Parlament przeniósł się do Stuttgartu i zatwierdził uchwałę oferującą koronę cesarską królowi pruskiemu, Fryderykowi Wilhelmowi IV. Ten odpowiedział, że nie będzie „podnosił korony z błota”, czyli nie weźmie jej z rąk ludu. A już 31 maja wojska wirtemberskie parlament rozpędziły.

To właśnie z tego okresu pochodzi satyryczna rymowanka:

Dreimal hundert Advokaten – Vaterland, du bist verraten,

Acht und achtzig Professoren – Vaterland, du bist verloren!

(„300 adwokatów – Ojczyzno, jesteś zdradzona; 88 profesorów – Ojczyzno, jesteś zgubiona”)

Chodziło o to, że w parlamencie, mającym w teorii reprezentować wszystkie warstwy społeczne, była nadreprezentacja intelektualistów – ponad 90% posłów miało maturę, 75% studia wyższe (mówimy o połowie XIX wieku!), w tym ok. 300 było prawnikami, a blisko 50 miało tytuły profesorskie. Czyli liczby w wierszyku w zasadzie się zgadzają, biorąc wzgląd na zachowanie rymu i rytmu. Lud poczuł się cokolwiek oszukany i wystrychnięty na dudka, więc raczej kibicował pruskiemu królowi i Wirtemberczykom. Intelektualiści chcieli dyrygować królami, nie wyszło. Oto do czego prowadzi wynikające z pychy przelicytowanie w polityce.

Mam niejaką nadzieję, że także obecni „intelektualiści-socjaliści” (analogia do rosyjskiego социалисты- революционеры) przegrzeją sprawę i klimatyczno-poprawnościowo-wokeiczne kretynizmy, tudzież walka z religią i nachalne promowanie dewiacji seksualnych zmiotą ich w końcu na śmietnik historii. Zabawnie byłoby, gdyby znów wzięły w tym udział wojska wirtemberskie. Bo jak to kiedyś ujął niezastąpiony Jerzy Dobrowolski, „nie ma nic gorszego, niż człowiek wykształcony ponad poziom swojej inteligencji”.

I z tą nadzieją zapraszam Państwa do lektury czerwcowego numeru naszego czasopisma – papierowo lub elektronicznie – oraz oglądania filmów KINO STRZAŁ.pl na kanale YouTube.