Dziwne rzeczy dzieją się wokół Poczty Polskiej. Szacowna ta instytucja wywodzi swój rodowód od Poczty Królewskiej Zygmunta Augusta, który 18 października 1558 roku ustanowił był stałe połączenie pocztowe pomiędzy Krakowem a Wenecją przez Wiedeń, „za pomocą poczty, czyli koni rozstawnych”. I stąd 18 października jest oficjalnym świętem polskich pocztowców. Przedsiębiorstwo państwowe „Polska Poczta, Telegraf i Telefon” powstało w roku 1928 i przetrwało zarówno II wojnę światową – wówczas działalność polskiej poczty ograniczona była do naszych okrętów i statków handlowych, ale nawet emitowano własne znaczki pocztowe – jak i smutne czasy peerelu. W roku 1991 rozdzielono pocztę od telekomunikacji (którą po kilku latach „sprywatyzowano”, sprzedając państwowemu France Télécom, czyli de facto oddając w pacht państwu francuskiemu – autor tej wiekopomnej transakcji powinien zawisnąć na suchej gałęzi i wisieć tam do czasu, aż jego truchła nie zeżrą wrony), by w roku 2009 przekształcić ją w Spółkę Akcyjną Poczta Polska. Biorąc pod uwagę to, co się z pocztą dzieje obecnie, można zaryzykować twierdzenie, że chodziło wówczas o przygotowanie kolejnej „aksamitnej prywatyzacji” – stawiałbym na Deutsche Post. Tak, aby każde z dwóch głównych unijnych państw otrzymało w prezencie od tubylczego rządu coś smakowitego.
Żeby było jasne: uważam, co do zasady, że cała gospodarka powinna być prywatna i działać na warunkach wolnej rynkowej konkurencji. Ale jak od każdej szanującej się zasady są wyjątki, tak w tym wypadku wyjątkami powinna być infrastruktura i usługi użyteczności publicznej. Czyli drogi i mosty (ale też rurociągi, linie energetyczne, itp.) buduje państwo z naszych podatków, ale jeżdżą po nich pojazdy firm prywatnych, wożąc ludzi i towary w ramach wolnej konkurencji. A jeśli jakieś usługi mają szczególne znaczenie dla obrotu gospodarczego – bo chodzi o dotrzymanie terminów prawnie zawitych albo wiarygodność transakcji – to państwo albo je koncesjonuje, gwarantując tym samym ich rzetelność (tak jak banki czy notariuszy), albo wprowadza monopol państwowy. Tak jak w przypadku poczty właśnie. Bo dostarczanie listów do najdalej położonych przysiółków jest niezbędne dla funkcjonowania kraju, ale nie będzie dochodowe przy jednakowej, ogólnokrajowej cenie znaczka na list. Bo przy państwowym monopolu zysk nie jest celem działania, celem jest dostarczanie listów – więc cena usługi ma tylko zgrubnie bilansować koszty, bo całość utrzymujemy z podatków, podobnie jak inne urzędy. Tak, poczta to urząd.
Dlaczego piszę o poczcie? Bo jej zaplanowana agonia najwyraźniej poprzedzająca sprzedaż starszym i mądrzejszym sąsiadom mocno komplikuje naszej redakcji – i zapewne nie tylko naszej – rozsyłanie prenumeraty. Otrzymujemy coraz więcej sygnałów od Czytelników, że pojawiły się problemy z dostarczaniem przesyłek pocztowych. Redukcje etatów utrudniają placówkom pocztowym funkcjonowanie, a w marcu i kwietniu dołożyły się do tego jeszcze skomasowane wysyłki wymiarów podatku gruntowego (z urzędów do obywateli) oraz rocznych zeznań podatkowych PIT (od obywateli do urzędów). I poczta stanęła.
Pracujemy intensywnie w redakcji nad znalezieniem jakiegoś kompleksowego rozwiązania tego problemu, na razie pozostaje nam prosić Prenumeratorów o cierpliwość i wyrozumiałość. Przesyłki w końcu dochodzą, choć coraz częściej z opóźnieniem.
Więc raz jeszcze przepraszając i prosząc o cierpliwość, zapraszam do lektury majowej edycji naszego czasopisma, papierowo lub elektronicznie, oraz do oglądania filmów KINO STRZAŁ.pl na serwisie You Tube