75 lat rozwoju konstrukcji braci Kouckych zaświadcza, że co jak co, ale karabinki sportowe bocznego zapłonu Czesi robią znakomite. W 2019 roku miała miejsce premiera ich nowej generacji – rodziny CZ 457.
Bez większego ryzyka błędu można stwierdzić, że każdy z nas miał w którymś tam stadium przygody na strzelnicy do czynienia z karabinkiem bocznego zapłonu. To znakomita broń do nauki i treningu umiejętności strzeleckich – i to na każdym ich poziomie. Kto nie umie, tego kabekaes nauczy podstaw rzemiosła i da przepustkę na wyższe poziomy, a kto umie, ten jest w stanie działać z nim cuda. Do tego naboje są niemal za darmo (za byle paczuszkę sztucerowej amunicji kupimy ich kilkaset – choć są wyjątki od tej reguły), a karabinek choć mały i lekki, to nie męczy odrzutem ani hukiem, i za kulochwyt starczy byle kupka piachu.
W dodatku możemy bez fałszywej skromności stwierdzić, że co jak co – ale dwudziestki dwójki to my tu w Czechach po prostu umiemy konstruować. Od zwyczajnego kabekaesu pierwszego kontaktu, przez umiarkowanie wyczynowe, aż po broń zupełnie niesportową, z której poza sezonem myśliwy tępi szkodniki.
Zaczęło się to w brneńskiej Zbrojovce, zaraz po wojnie. Autorami tego sukcesu byli bracia Josef i František Kouccy, wtedy jeszcze młodzi i nikomu nieznani. Zamek karabinka Kouckych odróżniał się od innych konstrukcją. Obsługa i wygląd zewnętrzny były niemal identyczne jak w czterotaktowym zamku ślizgowo-obrotowym karabinu Mausera – ale tylko dopóki zamek pozostawał w broni