Rozegrane przy pustych trybunach, przeprowadzone w covidowym reżimie sanitarnym, zorganizowane wbrew woli większości Japończyków i oczywiście bez ani jednego startu finałowego polskich strzelców, o medalach nie wspominając – takie były tegoroczne XXXII Letnie Igrzyska Olimpijskie w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni.
Zacznijmy od suchych faktów, a na początek trochę historii: Igrzyska w Tokio rozegrano już po raz drugi. W poprzednich zmaganiach olimpijczyków w stolicy Japonii – w roku 1964 – biało-czerwoni zdobyli 23 krążki (7 złotych, 6 srebrnych i 10 brązowych) i w klasyfikacji medalowej Polska zajęła 7. miejsce wśród 93 państw. Startowało sześciu naszych strzelców – sami panowie: dwóch pistoleciarzy, trzech karabiniarzy i jeden rzutkarz. Najwyżej sklasyfikowany Jerzy Nowicki w karabinowych trzech postawach strzelanych na 50 m (wówczas na Igrzyskach Olimpijskich strzelano też na 300 metrów) zajął 5. miejsce. Reszta Polaków nie zbliżyła się do pierwszych dziesiątek zawodników w swoich konkurencjach strzeleckich.
Na tegorocznych IO w Tokio nasi stawali na podium 14 razy. Zdobywając 4 krążki złote, 5 srebrne i 5 brązowych, w klasyfikacji medalowej zajęli 17. miejsce na 205 reprezentacji, które wzięły udział w olimpijskiej rywalizacji. Mieliśmy jedną z najliczniejszych ekip, bo z Polski pojechało aż 210 sportowców. Więcej zawodników miała tylko Australia, Brazylia, Chiny, Francja, Hiszpania, Japonia, Kanada, Korea Południowa, Niderlandy, Niemcy, Nowa Zelandia, Rosyjski Komitet Olimpijski, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Rosję – jako państwo – wykluczono ze startu za totalne lekceważenie przepisów antydopingowych. Teoretycznie więc nie występowała na Igrzyskach w Tokio, ale w praktyce jej sportowcy byli tam i reprezentowali wspomniany Rosyjski Komitet Olimpijski. W konkurencjach strzeleckich wystartowało pięcioro naszych zawodników: pistoleciarka Klaudia Breś, karabiniarze Aneta Stankiewicz i Tomasz Bartnik oraz strzelające do rzutków Sandra Bernal i Aleksandra Jarmolińska.
Najważniejsza impreza sportowa w stolicy Japonii była skrajnie odmienna od wcześniejszych. Choć nazywała się „Tokio 2020”, to przez koronawirusową zarazę rozegrano ją w roku 2021. Letnie IO trzykrotnie odwoływano i zawsze miało to miejsce w czasach wojen światowych – w roku 1916, 1940 i 1944. Ale dopiero pierwszy raz zdarzyło się, że je przesunięto i olimpiada – czyli okres pomiędzy Igrzyskami – trwała nie cztery, lecz pięć lat. Kolejna więc potrwa tylko trzy lata, żeby nie złamać do końca czteroletniego taktowania. Chyba że znowu coś pójdzie nie tak. Absurd! Tokijskie IO 2020 należało po prostu odwołać i już. Zresztą niemal do ostatnich dni nie było pewne, czy impreza w ogóle się odbędzie