Tego typu broń powinien mieć w swojej szafie każdy strzelec – w zależności od preferencji w wersji długiej (karabinek) lub krótkiej (pistolet lub rewolwer), a najlepiej w obu. Prostą, pewną w działaniu broń na amunicję .22 LR bocznego zapłonu, która umożliwi nauczenie się podstaw strzelania. A z czasem pozwoli przekazanie tej sztuki potomnym.
Tak naprawdę od tego każdy powinien zaczynać strzelecką przygodę, a i później jak najczęściej po taką broń sięgać, aby podtrzymać umiejętności. Bo tylko przy strzelaniu z takich małokalibrówek możemy zauważyć czynione błędy składu, pracy na spuście czy celowania – broń większych kalibrów i mocniejszych nabojów skutecznie przykrywa je hukiem, odrzutem i podrzutem. Pudłujemy, ale nie wiemy dlaczego, więc nie wiemy także, jak te błędy naprawić.
W czasach mojej strzeleckiej młodości rolę pistoletu pierwszego kontaktu pełnił Margolin – wydawał się nieśmiertelny, ale kolejne lata (a raczej już dziesięciolecia) upływające od zakończenia jego produkcji sprawiły, że ostatnie dobre egzemplarze znikają z rynku broni używanej. Kto ma Margolina, ten trzyma i nie puszcza, w komisach od czasu do czasu można znaleźć już głównie ekstremalnie wyeksploatowany poklubowy złom, a i to coraz rzadziej. Niedawno przez komisy przepłynęły, importowane z krajów zachodnioeuropejskich, różne Walthery Olympie, High Standardy czy Colty Woodsmany, przeważnie też skrajnie wyeksploatowane, bo również pozyskiwane ze strzelnic. Dziś na rynku mamy głównie albo pistolety do zabawy w strzelanie (angielskie słowo plinker pochodzi od plink = brzdąkać i oznacza broń przeznaczoną do strzelania do puszek po napojach podczas pikniku na łonie natury), albo drogie modele do strzeleckiego wyczynu. Modeli pośrednich jest niewiele, a takich, które skutecznie nadają się do nauki podstaw prawdziwego strzelania do tarczy – jak na lekarstwo
Ilustracje: autor i archiwum redakcji