Broń kombinowana, łącząca palną i białą – sztychową, obuchową a nawet obie naraz – nie jest niczym nowym w historii uzbrojenia. Już w XVI i XVII wieku powszechne były strzelające topory, czekany czy szable z pistoletem. W okresie pomiędzy wojną secesyjną a Wielką Wojną rozwój techniki umożliwił powstanie ich odmian kieszonkowych – które dziś znowu wracają.
Jednostrzałowe „pistolety podróżne” z nożem i kastetem służyły jako broń ostatniej szansy podczas długich wyjazdów, w czasach gdy przestępcy na każdym kroku czyhali na kosztowności, bagaż czy złote monety podróżnych. Nie było przecież bankomatów, a potencjalna ofiara była zazwyczaj osobą zasobną i podróżowała w interesach, więc wiozła ze sobą dużo pieniędzy w brzęczącej monecie. Broń odprzodowa zazwyczaj oferowała tylko jeden wystrzał, a jej przeładowanie wymagało skomplikowanych czynności i licznego oprzyrządowania. W razie napotkania przeciwnika dysponującego przewagą liczebną lub spudłowania strzału, wystrzelony pistolet stawał się zawadą raczej niż pomocą – chyba że po wystrzeleniu mógł nadal posłużyć do samoobrony w inny sposób. Sytuacja uległa pewnej zmianie wraz z pojawieniem się kilkustrzałowych rewolwerów – ale i one bywały zaopatrzone w rozkładany bagnet czy wręcz stały kordelas.
Pojawienie się nabojów scalonych, znacznie przyspieszających przeładowanie broni, powinno położyć kres takim praktykom, przynosząc możliwość łatwego i szybkiego przywrócenia zdolności bojowej – ale stało się wręcz przeciwnie.
ilustracje: HERMANN HISTORICA, PHOTOROOM oraz TESSIER-SARROU