Poziom polskiej polaryzacji – partyjnej, bo jeśli odcisnąć propagandową wodę przekaz obu największych ugrupowań jest taki sam i sprowadza się do prostego paradygmatu: nic nie zmieniać, utrzymać władzę – osiągnął stan czystej aberracji. Oto muzyk Zygmunt Staszczyk został odsądzony od czci i wiary, gdyż udzielił wywiadu stacji telewizyjnej, którą jedno ze spolaryzowanych plemion uważa za wrogą i związaną z drugim plemieniem. Żeby było straszniej, wywiad w ogóle nie dotyczył kwestii politycznych, tylko kulturowych. Żeby było jeszcze straszniej (bo już nie śmieszniej), to władze owego drugiego plemienia nie przepadają za tą telewizją, a sam plemienny wódz jej właściciela nie cierpi, uważając go za groźnego konkurenta. Za Staszczykiem ujął się inny muzyk, Kazimierz Staszewski – więc i na niego wylało się okazałe wiadro pomyj. Piosenki obu artystów – i Muńka, i Kazika – towarzyszyły mi przez całą młodość, od wojny polsko-jaruzelskiej poczynając: zespoły T. Love oraz Kult powstały w roku 1982, a ich muzyka była wówczas odbierana przez nas jako forma buntu przeciwko stanowi wojennemu (zakończonemu, przypomnę, dopiero 22 lipca 1983 roku). Ponieważ większość tych piosenek znam na pamięć, czuję się w obowiązku poprzeć ich autorów. To, co dwóch plemiennych wodzów uczyniło z naszym krajem, woła o pomstę do niebios – powinni obaj wystartować w najbliższych wyborach prezydenckich, najlepiej zamknięci w klatce i zbrojni w kije, i niech się nawzajem pozabijają. Może wówczas ludzie oprzytomnieją. Kult i T.Love – niech żyją! Naczelnik i Kierownik – niech obaj idą precz!
W krajach „zachodniej” Europy wcale nie jest lepiej – tam też mamy absurdalnie zaostrzoną polaryzację. I we Francji, i w Niemczech, i we Włoszech… Tzw. „liberalno-lewicowe elity”, kiedyś nazywające się chadecją lub socjaldemokracją, rozbiły tamtejsze społeczeństwa sprowadzając masowo islamskich i afrykańskich imigrantów, a wszystkich którzy próbują ten najazd barbarzyńców kontestować stygmatyzują mianem „faszystów”. Jeśli nawet jakieś partie spoza liberalno-lewicowego układu wygrają wybory, zaraz otaczane są politycznym kordonem sanitarnym, a samozwańcze „władze” Unii Europejskiej bez cienia żenady starają się siłowo doprowadzić do odwrócenia wyników elekcji. Bo demokracja jest tylko wtedy, gdy wybory wygrywają ich faworyci, wszyscy inni to faszyści lub „przyjaciele Putina”.
Za Atlantykiem poziom wzajemnej nienawiści jest podobny, różnica polega na jeszcze mniejszym polu wyboru. Z jednej strony mamy kandydatkę bez programu czy własnego zdania w jakichkolwiek kwestiach, za to otwarcie wspieraną przez przemysł aborcyjny (firmy farmaceutyczne i kosmetyczne potrzebują pewnych naturalnych składników do preparatów odmładzających, więc to co w Europie jest jeszcze związane ze światopoglądem, w Ameryce przybiera odrażającą postać biznesu, niczym produkcja abażurów z ludzkiej skóry) – a z drugiej kandydata nieprzewidywalnego, który w swym długim życiu tyle razy zmieniał poglądy i odwracał zdanie na różne sprawy, że mógłby robić w piekle za wentylator.
Czy mamy jeszcze szansę na powrót do normalności, do cywilizacji chrześcijańskiej, czy jesteśmy już skazani na stopniowe stoczenie się w otchłań barbarzyństwa? Pozostaje nadzieja, że taka szansa jeszcze jest. Tylko nadzieja… Nie jest to wszystko zbyt optymistyczne, ale i pora roku niezbyt sprzyja radosnym nastrojom. Aby zapomnieć choć na chwilę o tym wszystkim polecam Państwu lekturę listopadowego numeru naszego czasopisma – papierowo lub elektronicznie – oraz do oglądania filmów KINO STRZAŁ.pl na serwisie You Tube
PS
Taki urok miesięcznika, że czasami ukazuje się tuż przed jakimś rozstrzygnięciem – w tym wypadku rozstrzygnięciem wyborów amerykańskich: dziś już wiemy, że wygrał je Donald Trump. Napisany przed wyborami wstępniak był „symetrystyczny”, żeby nie zapeszyć – ci którzy mnie znają wiedzą, że od początku właśnie Trumpowi kibicowałem. Za miesiąc wytłumaczę, dlaczego moim zdaniem bardzo dobrze się stało, że w USA wygrał właśnie on