Tysiące formacji powstających po przejęciu władzy przez Hitlera i setki tysięcy ich członków z kaburami przy pasie zapowiadały złote żniwa dla producentów nowoczesnych pistoletów kalibru 7,65 mm, nęcąc firmy takie jak Mauser czy Sauer do ich konstruowania. I żniwa były – ale tylko dla lepiej ustosunkowanego Fritza Walthera…
Produkcja broni i sporty wyczynowe mają jedną wspólną cechę: liczy się tylko zwycięzca, a ostatnich gryzą psy. Fritz Walther, właściciel i główny konstruktor zakładów Carl Walther Waffenfabrik z Zella-Mehlis w Turyngii dokonał w roku 1929 przewrotu kopernikańskiego w pistoletach samopowtarzalnych, wprowadzając do modelu PP mechanizm spustowy z samonapinaniem (DA/SA), pozwalający strzelcowi wybrać, czy chce oddać pierwszy strzał po dobyciu broni napinając kurek ręcznie – czy też po prostu ciągnąc za spust. Oczywiście, podobnie jak w przypadku Kopernika, Walther nie był pierwszym, który wpadł na taki pomysł – uprzedził go już w 1908 roku czeski konstruktor pracujący w Wiedniu, Alois Tomiška. Jego pistolety DAO Little Tom kalibru 6,35 i 7,65 mm nie cieszyły się jednak powodzeniem z racji nadmiernego skomplikowania i paru pomysłów dyskusyjnej wartości (jak magazynek wkładany do gniazda od góry, przez otwarty zamek i po opróżnieniu automatycznie wyrzucany w ślad za ostatnią łuską – jak później ładownik z Garanda). Walther natomiast zbudował mechanizm bliźniaczy z rewolwerowym, umożliwiający napięcie kurka ręcznie lub spustem, z normalnym magazynkiem wymiennym od spodu i bez żadnych wątpliwej wartości wodotrysków. No a poza tym był bardziej znaną firmą, miał (sowicie opłacone) stosunki w nowych kręgach rządowych i rozporządzał nowoczesną machiną marketingową z prawdziwego zdarzenia. To wszystko sprawiło, że wkrótce wysforował się daleko przed konkurencję, która musiała wytężać wszystkie siły, by znaleźć jakąkolwiek niszę, w którą Walther jeszcze im się nie wepchnął
Ilustracje: Autor, ARCHIWUM REDAKCJI, ROCK ISLAND AUCTIONS