Pamiętacie Państwo tę scenę z Desperado? Dwóch meksykańskich oprychów pochyla się nad księgą rachunkową leżącą na barze, wskazują jakieś nazwisko i jeden mówi: „Wisimy mu 3000. Oddajemy, czy zabijamy?”. Na to drugi: „Mam ratę za dom. Zabijamy”. Idealny sprzęt na podobne dylematy sprzedawano ostatnio na aukcji Morphy Auctions.
W drugiej połowie lat 70. XIX wieku niemiecki wynalazca z Norymbergi, niejaki Oskar Frankenau wpadł na pomysł ukrycia rewolweru do samoobrony w… portfelu. Wyobraźmy sobie sytuację – zamożny dżentelmen kupuje pani swego serca jakiś drobiazg na bożonarodzeniowym jarmarku pod Sebaldusem, na norymberskim Rynku Głównym, nieświadom oczu, śledzących ukradkiem każdy jego krok. Wyciąga wypchany portfel, otwiera przegródkę, płaci monetami – a może nawet banknotem. Chwilę później państwo wychodzą z targu boczną uliczką i napotykają komitet powitalny: dwóch czy trzech młodych ludzi z nożami w rękach, składających propozycję w ich mniemaniu nie do odrzucenia: pieniądze albo życie. Ależ, drodzy panowie, po co te nerwy, spłoszą mi panowie narzeczoną. Proszę bardzo, oto mój portfel. Uspokojeni złodzieje widząc w jego ręku przedmiot znajomy z uprzedniej obserwacji opuszczają gardę – i to był ich ostatni błąd, jeśli nie w życiu, to na wolności, bo oto z wyjętego portfela pada raz za razem pięć rewolwerowych strzałów, a w pobliżu rozlegają się policyjne gwizdki…