Nie, wcale nie chodzi o wybory do europarlamentu, które są już szczęśliwie za nami – analiza ich wyników nie na te łamy, choć oczywiście ważne jest, kto rządzi unijnymi ciałami. Tyle, że (moim zdaniem) obywatele państw Unii maja na to wpływ znikomy. Jeśli jakikolwiek, to tylko poprzez wybór swoich krajowych władz. Bo w trojce (właśnie tak, z rosyjska, jest to nazywane w Brukseli, co jest zresztą wymowne) złożonej z Rady (czyli przedstawicieli rządów państw członkowskich), Komisji (trochę uzurpatorskiego pseudo-rządu, będącego emanacją kasty unijnych biurokratów) i Parlamentu – ten ostatni ma najmniej do powiedzenia, a z racji wielkości i przyjętych procedur rola grupy nawet kilkunastu europosłów jest w praktyce żadna. Dość powiedzieć, że przy „głosowaniach” nikt nie liczy tam oddanych głosów, w ogóle niewiele osób faktycznie głosuje! Wynik oznajmia przewodniczący na podstawie… własnego wyczucia nastrojów na sali obrad.
Najważniejsze będą wybory jesienią, dlatego że na długie lata mogą przesądzić o wielu waznych sprawach. O dostępie do broni w naszym kraju także. Bo choć żyjemy jako część coraz bardziej odlatującego w niebyt świata Zachodu, to przy mądrych rządach możemy dożyć sędziwego wieku we względnym spokoju – i może nasze dzieci też (bo o wnuki już bym sie nie zakładał…). A zachodni świat szybkim krokiem zmierza do samounicestwienia, czego najnowszym przykładem jest obecna dyskusja w holenderskim parlamencie, czy przerywać leczenie osób po 70. roku życia: bo po co wydawac na nich pieniądze, skoro i tak niedługo umrą? Zaczęło się od aborcji na życzenie, potem doszły hedonistyczne związki bez zobowiązań i „małżeństwa” osób tej samej płci, potem eutanazja na życzenie (a nawet przymusowa, jak to sie próbuje robić we Francji), do tego doszedł nieograniczony napływ imigrantów z krajów islamskich i subsaharyjskich – a na jutro szykowana jest „eugenika praktyczna dla każdego”.
Żeby te obłąkańcze pomysły pięknoduchów wprowadzić w życie, rozbrojono społeczeństwa – aby nikt nawet nie mógł myśleć o jakiej nowej Wandei. Dlatego tak ważne jest, abyśmy my nie dali się rozbroić. Trzeba uważnie przyglądać się temu, co w tej sprawie zrobili politycy różnych opcji – i nie co mówili, ale właśnie co robili. Bo czasami polityk musi lawirować, na tym polega uprawianie tego zawodu: więc niech lawiruje słowem, a nie uczynkiem.
Na internetowych stronach sejmowych można prześledzić kto jak głosował i kto co mówił na posiedzeniach (tak plenarnych, jak – ważniejszych! – w komisjach). To wymaga pewnego wysiłku, który trzeba podjąć, jeśli chce się jesienią zagłosować świadomie i odpowiedzialnie.
Inne opcje? Można wyjechać, tyle że już nie bardzo jest gdzie (Grenlandia?), można się poddać i czekać na czołówkę eugeniczną, z zastrzykiem z Pavulonu. To ja już wolę głosować.
Muszę jeszcze wytłumaczyć się z fatalnego błędu, jaki popełniłem we wstępniaku w numerze majowym – rozwijając akronim GUŁag jako Gasudarstwiennyj Łagier, gdy w rzeczywistości było to Gławnoje uprawlenije isprawitielno-trudowych łagieriej i kolonij, czyli Główny Zarzad Poprawczych Obozów Pracy. Przepraszam za pomyłkę i dziękuję Jankowi Mystkowskiemu za zwrócenie uwagi (a lepiej późno niż wcale, jak mawiał pewien handlowy człowiek, notorycznie spóźniając się na pociąg).
I tak kajając się za błędy serdecznie zapraszam Państwa do lektury czerwcowego numeru miesięcznika : papierowo, elektronicznie i na stronie internetowej www.strzał.pl.