Widmo (znów) krąży po Europie
Miałem solenny zamiar napisać w tym miesiącu o czymś innym, bo mam nieodparte wrażenie, że powtarzam się i co gorsza zaczynam przynudzać – ale nie dałem rady. Katalizatorem był program w telewizji, który obejrzałem trochę niechcący: pomyliły mi się guziczki na pilocie i zamiast na cudownie relaksujący serial o sercowych perypetiach amerykańskich nerdów trafiłem na gadające głowy. Te gadały całkiem ciekawie, co mnie zmyliło i uśpiło czujność – więc wysłuchałem także wypowiedzi pewnej młodej damy, całej na czerwono i w szpilkach (wysokości – jak to się teraz mówi – epickiej). I to był błąd.
Dama była najwyraźniej cała czerwona także w środku. Akurat ten fragment dyskusji dotyczył bezpieczeństwa – dama w odpowiedzi na wcześniejszy głos innego uczestnika stwierdziła, że tak, że bezpieczeństwo dla obecnego pokolenia młodych ludzi jest bardzo ważne. A konkretnie bezpieczeństwo polegające na stałej umowie o pracę i posiadaniu własnego mieszkania. Oba te dobra ma – zdaniem damy – obowiązek zapewnić państwo, bo młodzi ludzie chcą żyć bezpiecznie i wygodnie, co jest oczywiście ich prawem. Na takie dictum próbował oponować biorący udział w debacie znany publicysta i polityk, tłumacząc damie, że chodziło raczej o bezpieczeństwo narodu, państwa. Dama żachnęła się, że ona przecież o tym mówi, i czy on wie, ile kosztuje metr mieszkania w takim Kutnie? I że młodzież z Kutna musi teraz emigrować do Łodzi, w której jest taniej, a przecież państwo powinno… itd. Polityk, z zawodu architekt, zapytał wówczas, czy jej zdaniem pod względem mieszkaniowym lepiej żyje się teraz, czy w czasach jego młodości (skądinąd wiem, że przypadały one na lata 60.) – no i dama wypaliła, że oczywiście teraz jest gorzej. Wszystko to byłoby nieistotną dyrdymałką, gdyby nie fakt, że dama jest politykiem całkiem na serio, w legalnie działającej partii o profilu jawnie marksistowskim (nazywają to też neomarksizmem albo marksizmem kulturowym, ale moim zdaniem przymiotniki tylko zaciemniają obraz).
Gdyby polskie państwo istniało na poważnie, a nie na niby, to podległe rządowi służby zajmowałyby się egzekwowaniem obowiązującego prawa – a nie podszczypywaniem siebie nawzajem, na zmianę z podsłuchiwaniem dziennikarzy (autentyczna reakcja wiceministra bezpieczeństwa publicznego, czy jak tam to się teraz nazywa, na widok rozmawiającego z dziennikarzem innego ministra: „-A, świetnie, to już nie musimy pana podsłuchiwać, już wiemy kto pana informuje!”). I wówczas przepis zakazujący propagowania komunizmu byłby stosowany tak, jak stosowany jest przepis zakazujący promowania faszyzmu – i za założenie marksistowskiej jaczejki jej prowodyrzy lądowaliby w ciupie, zamiast w parlamencie.
A tak – marksiści opanowawszy instytucje unijne, raźnym krokiem marszowym zmierzają po władzę w naszym kraju. Głosząc zwierzchniość prawa unijnego nad krajowym, mają zamiar zlikwidować instytucję rodziny, poddać dzieci seksualnemu praniu mózgów (to już w roku 1919 postulowała pani Kołłontaj, stojąca na czele Женотделa w rządzie Lenina), a następnie odebrać nam samochody (już za kilka lat może zacząć obowiązywać w Unii zakaz rejestracji nowych aut z silnikiem spalinowym!) – i oczywiście broń. Wszystko to jest ubabrane w sosie politycznej poprawności i „ekologicznej” szajby.
Anglicy! Tym się udało w porę wyskoczyć z pociągu pędzącego ku przepaści… Zazdroszcząc im zapraszam Państwa do lektury marcowego numeru : papierowo, elektronicznie i na stronie internetowej www.strzał.pl.