Konstrukcję długiej broni palnej bardzo łatwo przekombinować, czego dowodzą setne przykłady. Jednak od czasu do czasu pojawia się model, wnoszący odświeżający powiew prostoty: karabin, który strzela – i to jak! – bez wielofunkcyjnych przełączników, wymiennych luf i nadopiekuńczych bezpieczników
Gdzieś około roku 2006 właściciele koncernu Dikar postanowili przywrócić w Hiszpanii produkcję luf kulowych na rynek cywilny, używając w tym celu wolnych zdolności produkcyjnych należącego do koncernu zakładu w Bergarze. Zarówno Dikar, jak Bergara są firmami hiszpańskimi, ale większość ich produkcji (broń odprzodowa i pociski do niej) skierowana była na rynek amerykański, gdzie ich dystrybucją zajmowała się kolejna filia Dikara – BPI Outdoor. I to właśnie panowie z BPI wpadli na pomysł, że skoro Amerykanie mają takiego hopla na punkcie AR-15, to może i Dikar dałby radę co nieco uszczknąć z tego wielkiego tortu. Z głównych części aera Dikar był w stanie uruchomić szybko (to znaczy w perspektywie dwóch – trzech lat, na jakie oceniano wówczas trwałość bańki AR-15 na rynku amerykańskim) produkcję tylko luf. Te, dostarczane od początku 2008 roku, okazały się wielkim sukcesem. Jako że Hiszpanie zaczynali na surowym korzeniu, mogli sobie pozwolić na zakup najnowszych i najnowocześniejszych maszyn, co sprawiło, że ich lufy miały bardzo wysoką jakość. A że do tego były kute na zimno (co w Stanach nie wiedzieć czemu wciąż uchodzi za nowość i zaletę) to cena była na tyle zachęcająca, że opłacało się je ciągnąć aż z Europy. Bergara wyspecjalizowała się w produkcji luf i wkrótce oprócz masówki dla Amerykanów zasłynęła z produkcji luf precyzyjnych wysokiej jakości, wykonywanych w technologii klasycznej.
I rozochociła się tak, że wkrótce oprócz luf zaczęła produkować także całą broń