Trzy razy „i” – jak ideologia, ignorancja, inercja. To będą niestety słowa przewodnie na najbliższy czas. Kierunek marszu wyznaczać nam będzie ideologiczne wzmożenie, a że różne polityczne stronnictwa wygłaszają ideologiczne frazesy treści przeciwstawnej – jedni będą walczyć z klerykalizmem i religią, drudzy z liberalizmem (cokolwiek przez to rozumiejąc), trzeci z tradycyjnym modelem rodziny w imię nowoczesności, kolejni z nowoczesnością w imię zachowania tradycji, i tak w kółko Macieju – czeka nas kręcenie się w miejscu, a w najlepszym wypadku chodzenie w koło, niczym dzieci w przedszkolu.
Ignorancja została obecnie podniesiona do rangi cnoty, a może nawet fetyszu. I nawet nie chodzi mi już o to, że z ust co młodszych polityków usłyszeć można o „półtorej roku”, „polityczce” czy „pani ministrze” – co można potraktować na żywy przykład uwiądu edukacji na szczeblu podstawowym – ile o braki wyższego rzędu. Jak to możliwe, że do Sejmu kandyduje ktoś, kto nie wie ilu ów Sejm liczy posłów, nie wie do czego służą i jak się nazywają sejmowe organy decyzyjne? Otóż, jak widać, możliwe.
Chociaż do postępowego świata jeszcze nieco nam brakuje – jak do tej klimatycznej aktywistki, która podczas spotkania z panią Alexandrą Ocasio-Cortez, członkiem Izby Reprezentantów USA z Partii Demokratycznej apelowała, żebyśmy zaczęli… jeść dzieci. Oczywiście w imię ochrony klimatu i ograniczania emisji CO2 – bo „nie mamy czasu, pozostało nam tylko kilka miesięcy, wszyscy jesteśmy trucicielami, jedzenie zmarłych nie wystarczy, musimy się pozbyć dzieci, musimy zacząć je jeść!”. Ale jeden z naszych nowo wybranych posłów lewicowych już głosi konieczność wprowadzenia eutanazji.
Inercja – zresztą idąca w parze z ignorancją – w wydaniu aparatu urzędniczego gwarantuje nam zaś brak większych zmian systemowych, w myśl uniwersalnego „nie da się tego zrobić”. Dlatego nie da się zlikwidować meldunków (to chyba relikt jeszcze z carskich czasów), nie da się zmienić systemu podatkowego czy emerytalnego – bo to za dużo roboty, komu by się chciało. Minister może sobie mówić co chce, ale włoski strajk urzędników skutecznie broni zastałego stanu. Na komisji sejmowej pani naczelnik jednego z departamentów bardzo ważnego ministerstwa otwarcie przyznaje, że przepis jest, owszem, źle napisany, ale nie ma jak go poprawić. Bo urzędnicy się na tym nie znają, a przecież nie może być tak, że będzie im coś podpowiadać ktoś z ludu – to już mój komentarz; zastrzegam, bo art. 212 kk wciąż działa.
Na koniec mam dla Państwa jeszcze jedną złą wiadomość. Otóż ze względu na zmianę stawki podatku VAT na czasopisma specjalistyczne – z 5% na 8% – zmuszeni jesteśmy podnieść cenę okładkową naszego miesięcznika na 15,50 zł. W związku z tym zmieniają się także ceny prenumeraty rocznej: szczegóły w anonsie o prenumeracie, jaki zwyczajowo zamieszczamy na stronach spisu treści. Miłościwie nam panujący rząd, prawdopodobnie w ramach walki z panoszącym się w mediach obcym kapitałem, uderzył w niskonakładową prasę specjalistyczną (dotychczas promowaną obniżoną stawką podatku) – teraz promowane niższą stawką będą wydawnictwa „lokalne i regionalne”. Tylko że, przedziwnym przypadkiem, to one właśnie są w rękach owego obcego kapitału, z którym nasz miłościwy rząd obiecuje walczyć. Nie pierwszy to i z całą pewnością nie ostatni paradoks polskiej polityki w wydaniu praktycznym…
I z takimi to właśnie przemyśleniami zapraszam Państwa serdecznie już w środę, 6 listopada do lektury najnowszego numeru : papierowo, elektronicznie i na stronie internetowej www.strzał.pl.