Polska konstytucja stwierdza w artykule drugim, że Rzeczpospolita jest „demokratycznym państwem prawnym” – brzmi ładnie, ale to antynomia, czyli logiczna sprzeczność. Albo państwo jest demokratyczne, czyli rządząca w danej chwili reprezentacja większości może zmieniać prawo wedle woli tejże większości (a tak naprawdę wedle własnego uznania) – albo państwo jest prawne, i raz uchwalone, przemyślane, mądre i dobrze napisane przepisy są w zasadzie niezmienne. Można dyskutować, która formuła państwa jest lepsza, ale nie da się ich połączyć – tak jak nie można zjeść ciastka i nadal go mieć.
Ponieważ prawo generalnie służy obronie słabszych przed silniejszymi, a w szczególności ma chronić obywateli przed opresyjnym państwem, osobiście wolę żyć w państwie prawnym. Stabilność przepisów jest ostoją rozwoju społecznego – bo można sobie zaplanować życie w dłuższej perspektywie. Oczywiście pewnych rzeczy przewidzieć się nie da, na przykład kataklizmów, ale zabezpieczenie przed opresją państwa jest w tym kontekście kwestią fundamentalną. Tak, opresją – z punktu widzenia pojedynczego człowieka państwo jako instytucja jest zawsze opresyjne: zabiera owoce pracy (w podatkach), narzuca nakazy i zakazy, egzekwuje ich przestrzeganie. Dopiero państwo z perspektywy ogółu obywateli ma walory racjonalności – a i to nie zawsze i nie każde.
Polska państwem prawnym nie jest, bo ustawę można u nas zmienić w kilkanaście godzin, wystarczy zwykła większość w parlamencie. Ostatni rok przyniósł aż nadto przykładów. Choćby ustawy, którą skierowano do prac w komisji z terminem przygotowania sprawozdania na dzień… następny, po czym pracowano nad nią całą noc. A następnego dnia na posiedzeniu Sejmu posłowie przegłosowali przejście od razu do trzeciego czytania – czyli nie było w ogóle dyskusji na sali plenarnej, tylko głosowanie nad poprawkami przyjętymi w komisji, które… wszystkie odrzucono. Przy okazji pogwałcono kilkanaście przepisów prawa, w tym konieczność notyfikacji projektu tej akurat ustawy przez Komisję Europejską. I co? I nic.
A czy Polska jest państwem demokratycznym? Niestety jest. Dlaczego „niestety”? Bo dobrze zorganizowana mniejszość we współczesnej demokracji zawsze wygrywa z bierną większością – zresztą na tym właśnie polega fenomen rewolucji. Gdyby Francuzi mogli przypuszczać, jakie bestialstwo szykują im jakobini wespół z pomniejszymi jaczejkami, to by ich pogonili widłami gdzie pieprz rośnie. Gdyby Rosjanie nie zlekceważyli garstki niemieckich agentów, a rząd Kiereńskiego zdecydował się na rozwiązanie siłowe – i po prostu w porę tych kilkunastu wichrzycieli rozstrzelał – nie byłoby 70 lat bolszewickiej hekatomby. Dziś grozi nam demokratycznie obudowane zwycięstwo zielono-czerwono-tęczowych lewaków, przy bierności „normalnych” obywateli, zmęczonych dwiema kadencjami obecnej większości rządzącej, brnącej coraz bardziej na skróty do coraz mniej identyfikowalnego celu.
Zapraszam do lektury lutowego wydania miesięcznika – jak zwykle papierowo, elektronicznie i na stronie internetowej www.strzał.pl – i przypominam o prenumeracie: warto ją zakupić, żeby niezależnie od nakładania lub znoszenia przez miłościwie panujący rząd epidemicznych obostrzeń móc cieszyć się lekturą naszego czasopisma.