Broń kombinowaną z zasobów cywilnych – głównie miejskich oprychów, niestety – prezentowaliśmy w numerze poprzednim. Dziś podobne pomysły, ale już z (mniej lub bardziej) oficjalnych arsenałów wojskowych – i współczesnych paramilitarnych.
Wielka Wojna, charakteryzująca się długotrwałymi walkami pozycyjnymi wykazała, że klasyczne frontalne natarcie na ufortyfikowane okopy przeciwnika – bronione z użyciem karabinów maszynowych – prowadzone siłami piechoty w liniach tyralierskich, kosztowało zbyt wiele ofiar. Doświadczenia wojenne działań patroli rozpoznawczych wykazały, że infiltracja przez dobrze wyszkolone grupy szturmowe sprawdza się w codziennej walce znacznie lepiej, zapewniając regularne rozpoznanie ugrupowania przeciwnika przez „branie języka”. Na pomysł ten pierwsi wpadli Anglicy, wprowadzając do walki w kwietniu 1915 roku na froncie zachodnim pierwsze wyspecjalizowane pododdziały szturmowe. Taktykę tę wkrótce przejęli i udoskonalili, wprowadzając na znacznie większą skalę Niemcy i Austriacy.
W starciach wręcz w wąskich okopach długi karabin z równie długim bagnetem okazały się mało przydatne, stąd gwałtowny renesans granatów ręcznych i pojawienie się doraźnie improwizowanych broni, w rodzaju zaostrzonych metalowych palików do zasieków, drewnianych pałek najeżonych gwoździami, czy różnego rodzaju maczugi i kastety. Wejście do wojny Stanów Zjednoczonych rozszerzyło ten repertuar o strzelby z loftkami, a Włosi jako pierwsi zastosowali w 1915 roku pistolet maszynowy OVP. Popularnym orężem szturmowców były także wszelkiego rodzaju noże bojowe, zwane nożami okopowymi. Czasami jednak szturmującym brakowało rąk do jednoczesnego posługiwania się wszystkimi zabranymi rodzajami broni i wtedy pojawiały się pomysły niekonwencjonalne.
Ilustracje: MORPHY AUCTIONS, THE GUARDIAN