Źle się dzieje w państwie IPSC… Sport nie powinien mieszać się w politykę, z jednym wyjątkiem: wojny światowej. Wówczas wszystkie sportowe działalności wypada zawiesić. Gdy wojna trwa lokalnie, sport może zachować splendid isolation. Ale pod żadnym pozorem nie może wspierać agresora!
IPSC zawsze było trochę dziwnym tworem, z pewnymi przerostami ambicjonalnymi – ale przez kilkadziesiąt pierwszych lat swego istnienia, od powołania 24 maja 1976 roku, podczas konferencji w mieście Columbia, w stanie Missouri, zachowywało racjonalny balans ambicji, doktrynalności i racjonalności. Sprawy zaczęły się psuć od roku 2018, gdy w miejsce już i tak bardzo kontrowersyjnego Nicka Alexakosa z Kanady szefem (tzw. „prezydentem”) IPSC wybrano Rosjanina, Witalija Kriuczyna. Nastąpiło to w ramach szerszego programu uruchomionego uprzednio na Kremlu, polegającego na ocieplaniu wizerunku Rosji poprzez wchodzenie i przejmowanie – dzięki zasobom finansowym rosyjskich oligarchów – różnych mniej lub bardziej niszowych dyscyplin sportu. W końcu szefem ISSF jest także Rosjanin, Władimir Lisin – choć on akurat deklaruje się jako przeciwnik obecnego władcy Kremla. W przypadku IPSC punktem zwrotnym karier rosyjskich działaczy była organizacja w czerwcu 2017 roku karabinowych mistrzostw świata. W podmoskiewskiej Kubince, na specjalnie w tym celu zbudowanej strzelnicy w militarnym skansenie Park Patriotów (który kiedyś był muzeum broni pancernej, ale awansował na propagandowy pomnik chwały ruskiego oręża). Organizacja dużych zawodów IPSC zawsze jest wyzwaniem organizacyjnym, ale w przypadku karabinu jest to wyzwanie do kwadratu – a Rosjanie postanowili olśnić zachodnich frajerów. No to i olśnili, co nie było zbyt trudne, gdy nie liczy się z kosztami, a do pracy zatrudnia wojsko
źródło zdjęcia: WADIM SAWITSKI