Zminiaturyzowane optoelektroniczne przyrządy celownicze – zwane u nas nie do końca poprawnie „kolimatorami” – znajdują coraz częściej zastosowanie w broni krótkiej. A ostatnio stały się na tyle popularne, że producenci pistoletów wymyślili dla nich specjalne systemy montażowe, dające możliwość zamocowania bez konieczności sięgania po niestandardowe modyfikacje.
Optoelektroniczne przyrządy celownicze działające na zasadzie kolimacji znaku celowniczego na całym świecie zwie się po prostu „red dot”, czyli „czerwona kropka”, od koloru i kształtu znaku celowniczego wyświetlanego na soczewce. Powszechnie jednak wiadomo, że przyzwyczajenie to druga natura – skoro więc tego typu celowniki są w Polsce „kolimatorami”, no to i my też tej nomenklatury trzymać się będziemy.
Pierwsze przyrządy z rzutowaniem znaku celowniczego na przezierny szklany ekran to lotnicze celowniki odblaskowe z okresu II wojny światowej. Następnie kolimatory trafiły na karabiny wojskowe, potem na granatniki i pistolety maszynowe, wreszcie posadowiły się na broni cywilnej: strzelbach i sportowych pistoletach wyczynowych, przeznaczonych do strzelectwa dynamicznego. Duże i ciężkie, wymagały specjalnych stelaży mocowanych do pistoletowych szkieletów. Później na rynku pojawiły się kolimatory miniaturowe – małe i lekkie, a jednocześnie na tyle solidnej konstrukcji, że dzięki odporności na przeciążenia powstające podczas strzału można je było montować bezpośrednio na zamku pistoletu samopowtarzalnego. Najpierw – podobnie jak większe konstrukcje – trafiły do sportu i zadomowiły się w IPSC. Później pojawiły się możliwości zamontowania ich na pistoletach nie tylko wyczynowych, lecz usportowionych – pochodzących od konstrukcji służbowych. A ostatnio nawet na kompaktach przeznaczonych do skrytego noszenia.
I właśnie na takim pistolecie usportowionym – Glocku 34 Gen4 MOS, należącym do serii Tactical/Practical – posadowiliśmy nowy niemiecki kolimator miniaturowy Docter Sight TS IPSC, który udostępniła nam do testu warszawska firma Hubertus Pro Hunting
2017/05/15