Dziś zaprezentujemy to, co w ramach relacji z tegorocznego SHOT Show nie zmieściło się w poprzednim numerze – nieoczekiwanie okazało się tych tematów tak wiele, że w zasadzie mamy drugą, równoprawną część opowieści o mniej lub bardziej spektakularnych nowościach amerykańskiego rynku broni cywilnej.
Większość tego, co było do opowiedzenia o samych targach, zostało powiedziane miesiąc temu. Tu dodam tylko gwoli wyczerpania tematu kilka danych liczbowych, dla zobrazowania skali zjawiska. Otóż SHOT Show to, owszem, największe na świecie targi broni i amunicji – wliczając w to także imprezy militarne – ale wcale nie największe targi w USA, a nawet nie największe w samym Las Vegas. Tu są dopiero piąte z kolei. W tym roku powierzchnia wystawiennicza przekroczyła 7,6 hektara, a łączna długość alejek targowych wyniosła ponad 22 kilometry. Które trzeba było pokonać więcej niż raz, jeśli chciało się obejrzeć większość stoisk i powrócić do (punktu) wyjścia – dobre buty to na SHOT Show podstawa. Organizacja przestrzenna imprezy to nie jest to, co wychodzi tu najlepiej – podobnie jak plan targów. A widziałem już takich planów wiele, ale tak nieczytelnego i niekomunikatywnego nigdzie indziej nie spotkałem. Zawsze to też jakieś osiągnięcie. Inna miejscowa fantazja to puszyste dywany – generalnie w USA obowiązuje zasada, że puszystość dywanu świadczy o zamożności właściciela, a w tym wypadku wystawcy. Organizatorzy targów wykładają dywanami każdy kawałek przestrzeni, a firmy chcące zabłyszczeć dokładają na nie jeszcze jedną, własną warstwę, grubszą i z dłuższym włosiem
Ilustracje: autor