Wszystkim się zdawało, że sukcesu HK416 nie da się powtórzyć – ale firma z Oberndorfu zrobiła to raz jeszcze, w o numer większym rozmiarze. Niemal zapomniany pierwotny karabin Stonera okazał się równie podatny na tamtejszą tłokową terapię, co jego małokalibrowy braciszek.
Ów pierwotny karabin Stonera to oczywiście AR-10, karabin automatyczny na nabój 7,62 mm × 51 NATO, broń która wyprzedziła swoją epokę – ale w tym właśnie tkwiło ziarno porażki, bo co gorsza, wyprzedziła też rozwój techniki, pozwalający na udaną realizację pomysłu. A cios łaski zadało wojsko, bo jego zdaniem Stoner był z kolei… nie dość awangardowy. Służba Uzbrojenia Armii Stanów Zjednoczonych z uporem zaiste godnym lepszej sprawy torpedowała możliwość jego przyjęcia na każdym kroku, uważając że będący jej dziełem karabin M14 robi wszystko to, co AR-10, za to taniej, bo powstaje na maszynach i tak już zakupionych do produkcji M1 Garanda w czasie wojny koreańskiej. Przyszłość miała zaś należeć do karabinu na strzałki, który Springfield Arsenal tworzył w ramach programu SPIW. Skoro własna armia nie chciała, to firma ArmaLite, oddział lotniczej korporacji Fairchild, wymyśliła sobie, że aby zaprezentować możliwości koncepcji zagranicznym klientom, zwłaszcza drobnej postury Azjatom, zmniejszy się AR-10 na nowy nabój .222 Remington Special, wkrótce przemianowany dla uniknięcia pomyłki na .223 Remington. Projekt ten, oznaczony AR-15, wkrótce zaczął żyć własnym życiem i kiedy Eugene Stoner dalej uparcie bił głową w mur z AR-10 w Europie i Afryce, Jim Sullivan et consortes poddali pierwotny projekt daleko idącym zmianom, które ostatecznie w 1963 roku dały 5,56 mm M16A1 – karabin, przyjęty do uzbrojenia Armii Stanów Zjednoczonych. Doszło do tego „jednorazowo i tymczasowo”, gdyż projekt SPIW ostatecznie się zawalił, a co gorsza – w oczekiwaniu na jego bliski i nieodwracalny sukces zlikwidowano Arsenal Springfield i armia nie miała skąd brać nowych karabinów. Czym prędzej dołączyła się więc do zamówienia Sił Powietrznych i Zielonych Beretów na M16, w międzyczasie kupiony od ArmaLite przez Colta. AR-10 odszedł w zapomnienie, a M16 rządzi do dziś – coraz bardziej podgryzany przez HK416.
Dzięki uprzejmości firmy Cenrex, polskiego dystrybutora broni Heckler & Koch (także) na rynek cywilny, w listopadzie wpadła w nasze łapska jeszcze ciepła (bo z październikowej produkcji) broń w najnowszej konfiguracji, jeszcze nie odnotowanej nawet w firmowej instrukcji obsługi – z lufą długości 20 cali i długim łożem. Oczywiście w kolorze „RAL8000”, choć jak już wyżej wspomniano, zestaw barw w jakie zdobny jest karabin jest znacznie szerszy; ale utarło się nazywać te brązowo-beżowe wersje właśnie jako „RAL”, w odróżnieniu do wersji czarnych (co tu mówić, znacznie bardziej banalnych). Tu ciekawostka: kolor ten, dziś oznaczany jako RAL 8000, a nazywany z angielska zielonobrązowym (ang. Green brown, niem. Grünbraun), został opracowany w roku 1941 – wówczas pod nazwą Gelbbraun, czyli żółtobrązowy – na potrzeby niemieckich oddziałów DAK (Deutsches Afrikakorps) walczących w Afryce Północnej. I dlatego tak dobrze pasuje do niemieckiego karabinu, wszystko jasne!