Dopiero co w listopadowym numerze wspominaliśmy, że taki pistolet pojawił się w sprzedaży w Ameryce, a tu proszę – jest już dostępny także w Polsce. Proszę Państwa, oto pierwszy licencjonowany Glock 17 na gumowe kule, produkowany przez firmę Umarex
Na pierwszy rzut oka Glock jak Glock, ale uważnego obserwatora zaintrygować powinien opis na zamku: „.43” – czyżby jakiś nowy kaliber? O Glocku 43 słyszeliśmy, owszem, ale to nie ten, bo ten jest pełnowymiarowy, w dodatku jak wół stoi na nim „Glock 17”. Dopiero drugi rzut oka, na prawą stronę pistoletu, rozwiewa wątpliwości: logo T4E i litera F w pięciokącie wskazują, że mamy do czynienia z bezpozwoleniową repliką. A jak dokładnie przyjrzymy się szczegółom, to zobaczymy, że wiele charakterystycznych dla prawdziwego Glocka „punktów wizerunkowych” – blaszane zaczepy do rozkładania (tzw. zrywacze paznokci), oś spustu, wyciąg ze wskaźnikiem obecności naboju, itp. – są tu tylko zamarkowane odpowiednimi wgłębieniami i wybrzuszeniami. Ale trzeba przyznać, że nawet z niewielkiej odległości całość robi kapitalne wrażenie, bo producentowi udało się bardzo dobrze oddać i kolor, i fakturę powierzchni części prawdziwego Glocka piątej generacji. W przypadku pierwszej serii produkcyjnej (owej First Edition) efekt ten wzmagają dodatkowo oryginalne glockowe akcesoria, w tym pudełko i wymienne grzbiety rękojeści.
Pana Gragga szkolenie walką
Ideę systemu T4E przedstawialiśmy dokładniej już dobrych kilka lat temu (STRZAŁpl 9/17), więc pokrótce przypomnę, o co w niej chodzi. Koncepcję Training For Engagement – czyli po polsku „szkolenia przez walkę”, a w modnym zapisie hiphopowego grepsu właśnie „T4E” – wymyślił Troy Gragg, który w Fort Smith, Arkansas, USA, ma firmę prowadzącą szkolenia strzeleckie. Pan Gragg stawiał na trening taktyczny, bo szkolił głównie ochroniarzy – musiał więc wzbogacić zajęcia o elementy symulowanej walki ogniowej. A jak nauczyć kogoś strzelania do ostrzeliwującego się przeciwnika, w dodatku znajdującego się bardzo blisko?
Ilustracje: Jarosław Lewandowski