Cykl wydawniczy jest nieubłagany – i choć kwestię stosunku kandydatów na urząd prezydenta do spraw strzeleckich lepiej byłoby omówić bliżej terminu wyborów, to biorąc pod uwagę, że nasz miesięcznik ukazuje się w połowie miesiąca, poruszamy ją już teraz
Tegoroczne wybory prezydenckie już są rekordowe – zarejestrowano aż 44 (!) komitety wyborcze, z których 17 w terminie dostarczyło do Państwowej Komisji Wyborczej co najmniej 100 tysięcy podpisów poparcia danej kandydatury. Z tej siedemnastki PKW zarejestrowała jedenastu kandydatów i dwie kandydatki na urząd prezydenta – w czterech przypadkach podpisów okazało się za mało (komuś zabrakło ich tylko około pięciu tysięcy).
Z tych 44 komitetów zdecydowana większość reprezentowała kandydatów zupełnie egzotycznych, którzy czasami mieli nawet problem z odmianą własnych nazwisk (w języku polskim nazwiska się odmienia przez przypadki, chyba że czyjeś nazwisko jest nieodmienne – co jest wyjątkiem, a nie regułą). I których szanse na zebranie podpisów były wyłącznie teoretyczne. Obecnie z tym zbieraniem mają problemy nawet partie polityczne – ludzie nie chcą się podpisywać, bo wiąże się to z koniecznością podania danych osobowych uważanych nie bez powodu za wrażliwe (adres, numer PESEL). Tajemnicą Poliszynela jest, że podpisy można kupić – są nawet wyspecjalizowane firmy, (prawie) legalnie handlujące danymi osobowymi. Ile to razy podpisywaliśmy jakieś idiotyczne karty lojalnościowe albo zgodę na przesyłanie informacji o promocjach, podając swoje dane – i nie czytając wydrukowanej maczkiem na końcu zgody na ich swobodne przetwarzanie… Dane są więc prawdziwe, choć już podpisy sfałszowane – ale PKW nie ma możliwości ich weryfikacji, może co najwyżej je przeliczyć, odrzucając te dublujące się oraz podpisy osób zmarłych przed datą podpisu. Bo skontaktowanie się z podpisanymi na listach osobami – których są miliony, a kontakt z nimi tylko przez podany adres zamieszkania, który zresztą mógł być aktualny w marcu, gdy podpisy zbierano, ale w kwietniu już może być inny – jest technicznie niemożliwe. Dlaczego więc wciąż się te podpisy zbiera? Dobre pytanie…
Pytania do kandydatów
Żeby jakoś przybliżyć Czytelnikom poglądy kandydatów na interesujące nas sprawy dostępu do broni, przygotowaliśmy trzy pytania – naszym zdaniem łatwe i bezpieczne, umożliwiające prześliźnięcie się po temacie. Wysłaliśmy je do wszystkich zarejestrowanych kandydatów, e-mailem na adresy podane na ich oficjalnych stronach internetowych. To powinno wystarczyć i w kilku wypadkach wystarczało. W paru przypadkach pomógł mailowy monit. Część kandydatów nie udzieliła nam odpowiedzi – próbowaliśmy w takich razach skontaktować się z ich komitetami telefonicznie. Czasami bez skutku. Pouczającym przykładem jest numer telefonu podany przez sztab pana Trzaskowskiego: przez kilka minut nagrany damski głos tłumaczy kto, jak i dlaczego będzie nagrywał rozmowę i przetwarzał dane osobowe, a później połączenie zostaje przerwane. Tak było za każdym razem. Próbowaliśmy także kontaktować się z kandydatem przez biuro prasowe Urzędu Miasta, w którym pan Trzaskowski pracuje jako prezydent – tam odesłano nas do sztabu wyborczego. Jak rozumiem, gdyby pan Trzaskowski został prezydentem Polski, to tak będzie się kontaktował ze społeczeństwem. To ja osobiście dziękuje bardzo, ale nie skorzystam.
Inny problem ujawnił się przy próbach kontaktu ze sztabem pana Nawrockiego – tu łatwo nawiązaliśmy kontakt, za to pojawił się problem podjęcia decyzji o udzieleniu odpowiedzi. Do ostatniej chwili sztab nad nią się zastanawiał, jak rozumiem analizując jak to zrobić, żeby mieć ciastko i zjeść ciastko: czyli zadowolić i naród, i Naczelnika. No i pociąg im odjechał, nie wsiedli… Widać kandydat (i jego sztab wyborczy) ma problemy decyzyjne w sprawie tak błahej, jak odpowiedź na trzy proste pytania – a przecież odpowiedź „sprawa jest niejednoznaczna” też byłaby jakąś odpowiedzią. Myślałem, że choć ci mniej grzani w sondażach kandydaci prześlą odpowiedzi, ale okazuje się, że także kilku z nich bało się jej udzielić – być może nie odważyli się powiedzieć, że są przeciwko szerszemu dostępowi do broni. To mało mądre, bo przecież jest to tak samo uprawniony pogląd jak każdy inny, zwłaszcza jeśli ktoś umie go przekonująco uzasadnić. Ale jak ktoś taki byłby w stanie podejmować naprawdę ważne decyzje, piastując urząd głowy państwa? Prezydent nie może być podszyty zajęczą skórką, to musi być ktoś z ikrą, kto budzi respekt wśród innych przywódców. I jak udowodniła Lady Margaret Thatcher – nie musi wcale być mężczyzną.
Byli też kandydaci, z którymi kontaktu w ogóle nie można było uzyskać, albo był on możliwy wyłącznie przez jakieś platformy społecznościowe – cóż, wolny wybór… Ja od kandydata na prezydenta Polski wymagam elementarnej powagi, a tę powagę zapewnia własna strona internetowa, z adresem mailowym i numerem telefonu, które ktoś odbiera. Profil na tik-toku to rzecz wystarczająca dla kandydata na starostę w młodszych klasach szkoły podstawowej.
Odpowiedzi kandydatów
Najszybciej – już następnego dnia – odpowiedź nadeszła od pana Wocha, którego chciałbym w tym kontekście pochwalić. Od panów (w kolejności alfabetycznej) Bartoszewicza, Brauna, Jakubiaka i Mentzena odpowiedzi musieliśmy wydobyć trochę siłą, a trochę podstępem – co tym dziwniejsze, że wszyscy oni są szerszemu dostępowi do broni przychylni, a różnią się tylko w szczegółach „realizacyjnych”. Z kolei pani Biejat jako jedyna kobieta i jedyny przedstawiciel szeroko rozumianej lewicy (choć ona sama reprezentuje lewicę dość skrajną) miała odwagę odpowiedzieć, że „nie popiera działań zmierzających do liberalizacji przepisów regulujących dostęp do broni palnej w Polsce”, za co należy się jej uznanie (w sensie – za odwagę wyrażania poglądów, a nie za treść). Fundamentalnie się nie zgadzamy, ale się szanujemy – mam nadzieje, że z wzajemnością. To szóstka kandydatów, z trzynastu zarejestrowanych, w chwili kierowania numeru do druku. Odpowiedzi z dwóch kolejnych sztabów – panów Hołowni i Maciaka – nadeszły za późno, gdy wydrukowany numer był już w sprzedaży. Pozostała piątka nie raczyła w ogóle odpowiedzieć. Oczywiście większość kandydatów jest zbyt zajęta kampanią i obciążona trudami ciągłych podróży z wiecu na spotkanie i ze spotkania na wiec, żeby samemu jeszcze wieczorami obrabiać korespondencję mailową z czasopismami – ale od tego mają sztaby i zespoły prasowe w tych sztabach. Odpowiedź osób z komitetu wyborczego jest absolutnie wystarczająca. Jeśli nawet takiej nie ma, to niedobrze – ale tylko dla nich.
Przyznam, że chciałem uzyskać taki efekt, żeby każdy Czytelnik – niezależnie od swoich politycznych poglądów – mógł znaleźć odpowiadającego mu kandydata, o najbardziej probroniowych poglądach w ramach danej opcji światopoglądowej. Bo każdy kandydat ma swoje poglądy na gospodarkę czy kwestie aborcyjne, ale nie musi się to kłócić z pozytywnym nastawieniem do strzelectwa. Tymczasem kandydaci dwóch głównych frakcji oraz ich tzw. przystawek nie chcą udzielać jednoznacznych odpowiedzi – być może się boją je ujawnić, a być może po prostu nie mają żadnych poglądów, poza nienawiścią do drugiej strony.
We wspominanym wielokrotnie na tych łamach badaniach społecznych, jakie w roku 2017 zlecił portal Wirtualna Polska, 8% dorosłych obywateli Polski zadeklarowało zdecydowaną chęć posiadania broni, o ile przepisy stałyby się bardziej przejrzyste i przystępne. To grupa dwóch i pół miliona wyborców. Do tego doliczmy obecnych posiadaczy 400 tys. pozwoleń na broń. Biorąc pod uwagę, że głosować może około 29 milionów obywateli (według danych opublikowanych przez PKW), to znaczy że kandydaci zlekceważyli problemy trapiące 10% elektoratu. Tak, proszę Szanownych Czytelników: jest nas jedna dziesiąta ogółu, mamy siłę i moc! Pytanie, czy umiemy i chcemy z niej skorzystać? Proponuję nie głosować na tych polityków, którzy nas ignorują – skoro nas lekceważą, odpłaćmy tym samym.