Naprawdę trudno jest zrozumieć, co dzieje się z miłościwie nam panującym rządem i partią-przewodniczką – bo to wygląda tak, jakby ktoś chciał sprawdzić, jak dużą grupę obywateli uda się jeszcze wkurzyć przed końcem kadencji.
Po rolnikach, wędkarzach, ludziach ogrzewających domy węglem, po piekarzach, ciastkarzach i innych zawodach, używających w swojej pracy gazu, po kierowcach oraz przedsiębiorcach – przyszedł czas na strzelców. W Sejmie pojawił się czwarty projekt nowelizacji ustawy o broni i amunicji – tym razem złożony przez Komisję Nadzwyczajną do spraw deregulacji, a pilotowany przez przewodniczącego tej komisji, posła Bartłomieja Wróblewskiego. Projekt jest częścią większej ustawy, tzw. śmieciowej, która wprowadza zmiany w aż 19 innych ustawach, w tym trzech kodeksach – w zamyśle ma to być zapewne uproszczenie prawa, ale w praktyce tylko zwiększa bałagan prawny, i tak przecież niemały. Dobrym przykładem są właśnie zmiany w ustawie o broni i amunicji.
Proponowanych zmian jest zaledwie pięć – efekt błędnego przekonania, że wystarczy zmienić coś minimalnie tu i ówdzie, a problemy znikną. Dobra wiadomość jest taka, że ta ustawa niczego nie psuje – zła, że niczego nie poprawia. A jednak robi wrażenie, że coś załatwiła, dając pretekst do odłożenia innych projektów.
Pierwsza zmiana dotyczy art. 10. W zmienianym ust. 1 określa się termin wydania decyzji przyznającej pozwolenie na broń na 14 dni, co jest w praktyce niemożliwe do dotrzymania – zwłaszcza tam, gdzie w ramach obowiązującej procedury administracyjnej musi być przeprowadzony egzamin. Efektem takiej zmiany będą po prostu decyzje odmowne – bo te da się wydać w 14 dni, a nawet szybciej