Mamy w Polsce długą tradycję uszlachetniania produktów pochodzących z innych krajów, co na wielu polach pozwala nam zaakceptować brak własnych oryginalnych wyrobów – ostatnio dołączyły do takich przypadków także… strzelby śrutowe.
Zjawisko wspomniane powyżej możemy obserwować powszechnie, a jednym z przypadków najbardziej spektakularnych – który zresztą inspirował tytuł tego artykułu – jest węgierski tokaj. Pierwsze beczki tego wina przywiózł do Krakowa król Jan I Olbracht pod koniec XV wieku, kolejnym wielkim propagatorem węgrzyna na polskim dworze był Zygmunt I Stary. Na długie lata Rzeczpospolita stała się głównym odbiorcą wyrobów węgierskich winnic, mieliśmy także duży wpływ na ulepszanie tokajskich win – to Polacy nauczyli Węgrów przepalania beczek siarką przed napełnieniem, dla dezynfekcji. Także w szlacheckich piwnicach tokaje znalazły najlepsze warunki do dalszego dojrzewania, co znalazło odzwierciedlenie w XVII-wiecznym przysłowiu in Hungaria natum, in Polonia educatum („na Węgrzech zrodzone, w Polsce wychowane”), wyrażonym w charakterystycznej dla tych czasów łacinie makaronicznej.
Ale nie tylko winem żyje człowiek. Klasyczna polska szabla epoki nowożytnej także ma swój zagraniczny rodowód – tym razem wschodni, turecki. I także została poddana długiemu procesowi uszlachetniającemu, zanim osiągnęła po latach formę finalną, niemal doskonałą.
Podobna acz diametralnie odmienna w szczegółach sytuacja w kontekście uzbrojenia miała miejsce w czasach peerelu, gdy z braku rodzimych projektów – przy czym ów brak był powodowany nie tyle mizerią ówczesnej polskiej myśli inżynierskiej, co rosyjską niechęcią do jej rozwijania: bo kto wie, co tym prywiśleńcom do łbów może (nomen omen) strzelić – wciąż tylko modernizowaliśmy konstrukcje radzieckie, od czołgów po broń indywidualną.
Nieoczekiwanie pojawił się na naszym rynku kolejny – po karabeli – import tureckiej myśli uzbrojeniowej: tym razem chodzi o strzelby śrutowe