Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego numeru wracamy dziś do norymberskich targów – na tapet trafiają Enforce Tac: te młodsze, mniejsze i odbywające się wcześniej, tuż przed zasadniczą imprezą, jaką wciąż są IWA Outdoor Classics.
Dzieje targów Enforce Tac przypominałem już w zeszłym roku, z okazji dziesiątej edycji (STRZAŁpl 4/23) – więc dziś sobie „rys historyczny” odpuszczamy i przechodzimy od razu do meritum. Co było ciekawego? To zależy, jak na to patrzeć. Jeśli od strony konstrukcji przełomowych, otwierających nowe horyzonty – to raczej niewiele. Zwłaszcza jeśli chodzi o broń palną. Ale od strony modernizacji i ulepszeń produktów już na rynku obecnych wcześniej, to całkiem sporo. Zwłaszcza w dziedzinie broniowych akcesoriów.
Największe zmiany zaszły za to w warstwie organizacyjnej samej imprezy, która między innymi wreszcie zyskała normalnie działające biuro prasowe – o co zresztą sam głośno się dopominałem w zeszłorocznej relacji. Najwyraźniej nie ja jeden, i organizatorzy posłuchali. Po drugie, wyznaczono w tym roku dla Enforce Tac nowe hale, co pozwoliło uniknąć ciasnoty – bo liczba wystawców zdecydowanie wzrosła, podobnie jak liczba zwiedzających. Tych pierwszych było 726 (oficjalna lista miała 736 pozycji, ale 10 stoisk było wielokrotnych – to znaczy, że niektóre firmy miały po dwa lub trzy oddzielnie numerowane boksy). Tak znaczna liczba firm spowodowała konieczność uruchomienia trzeciej sali – podczas gdy w oficjalnych materiałach przedtargowych mowa była o dwóch. Prawdopodobnie właśnie to spowodowało mniejszą liczbę zwiedzających w tej trzeciej, najmniejszej hali numer 8, w dodatku położonej za łącznikiem – na co narzekali niektórzy zgromadzeni tamże wystawcy (a przynajmniej większość tych, z którymi rozmawiałem)
ilustracje: Jarosław Lewandowski i Leszek Erenfeicht