Powiada mądrość ludowa, że „kot z jednej dziury nie wyżyje” – a losy gigantów strzeleckiego przemysłu potwierdzają to w całej rozciągłości. Czasy, w których firmy mogły sobie pozwolić na produkcję tylko tego, na czym się najlepiej znały, odchodzą powoli w zapomnienie.
Kiedyś wszystko było jasne: taki Remington czy Winchester robił broń długą, a S&W – krótką. Na naszych oczach, w ciągu ostatniej dekady ten model rozwoju znika bez śladu. Dziś producenci czują się w obowiązku zapewnić PT Publiczności ofertę totalną – każdy rodzaj broni strzeleckiej, krótkiej, długiej, kulowej, śrutowej, centralnego i bocznego zapłonu, celowniki, amunicję, pokrowce, torby strzeleckie, oleje, akcesoria… Coraz więcej firm ubiera do tego strzelca i jego kompletną rodzinę od stóp do głów, od wnuków po dziadków, i to nie tylko na strzelnicę czy polowanie, ale nawet na wieczór w operze.
Temu marketingowemu tsunami zza oceanu opierały się jeszcze do niedawna – niczym galijskie wioski w rzymskiej zalewie – pojedyncze bastiony staroświecko trzymające się jednego, do mistrzostwa opanowanego wyrobu. Wieści z Europejskiego Urzędu Patentowego zdają się świadczyć, że do historii przechodzi splendid isolation najsłynniejszego producenta zafiksowanego na jednym, w dodatku od czterech dekad niezmienionym wyrobie.
Glock GmbH uchodził za wcielenie idei monoproduktu: nie licząc pochodzącej z poprzedniego życia oferty łopatek i noży z plastikowymi trzonkami, wytwarzał jeden pistolet, identyczny od lat poza paletą kalibrów i rozmiarów oraz kosmetyką, niezmieniającą zasadniczego zrębu konstrukcji. I już. No i firmowe breloczki do rozdawania na targach. Bo już kapelutki z firmowym logo zamawiał, jak wszyscy, w Chinach.
W 2019 roku na monokulturze pojawiła się pierwsza rysa, gdy nagle ni stąd, ni zowąd, pokazano Glocka 46, znamiennego tem, że poza zewnętrzną szatą nie przypominał w ogóle Glocka – bo był bronią ryglowaną przez obrót lufy. Wszyscy sobie szybko wytłumaczyli, że to tylko chwilowa aberracja, że Herr Gaston spłaca w ten sposób stare długi. Bo trzeba trafu, że twórcą rozwiązań użytych w G46 był akurat emerytowany oficer, który kiedyś przewodził komisji przyjmującej do uzbrojenia Bundesheer Pistole 80, czyli przełomowego Glocka 17 – dzięki czemu cały świat usłyszał o istniejącej już wówczas od 1963 roku firmy. Potem pojawiła się kolejna nowalijka
Ilustracje: RIFLESHOOTER.COM i Europejski Urząd Patentowy