Saint Étienne Mle 1907 jest jednym z tych klasycznych cekaemów, które mało kto lubił nawet w czasach ich młodości, i za którymi do dziś ciągnie się czarna legenda mechanicznych koszmarów, „usterkomatów”, czyhających tylko na biednego żołnierza, żeby go zawieść w chwili największej potrzeby.
Przyczyn tego było wiele, a jedna bardziej francuska od drugiej: fetysz etatyzmu, podszyta grubo zazdrością niechęć do teutońskich wynalazków i typowo galijski tępy upór w niezdolności (na pograniczu histerycznego wyparcia) uznania własnej oczywistej porażki. Gdyby nie te wady, może święciłby tryumfy jako jeden z wczesnych karabinów maszynowych chłodzonych powietrzem. Jednak będąc dziełem państwowego arsenału, nigdy nie miał szansy na uczciwe rozpatrzenie swoich za i przeciw, więc nie dostał uczciwej szansy na poprawę swych wad, zanim było już za późno, bo konkurenci wyprzedzili go we wszystkich aspektach.
Dwie Francje – dwa cekaemy
Francuski romans z „automatycznymi karabinami maszynowymi” – to znaczy takimi, w których przygotowanie do następnego strzału i sam strzał następują w wyniku wykorzystania zjawisk towarzyszących strzałowi poprzedniemu: ciśnienia gazów czy odrzutu – rozpoczął się w połowie ostatniej dekady XIX wieku. Nie dość, że o średnio dekadę później, niż w innych krajach, to jeszcze musiał on początkowo – zupełnie jak w Ameryce, ojczyźnie twórców wszystkich wczesnych karabinów maszynowych – toczyć ciężką walkę o uznanie i przetrwanie z przestarzałymi koncepcyjnie kartaczownicami, vel mitraljezami – czyli w wielkim skrócie karabinami maszynowymi na korbę. Francuzi eksperymentowali z własną bronią salwową w rodzaju 25-lufowej kartaczownicy de Reffye (swoją drogą – bezczelnej podróbki belgijskiego systemu Montigny). Nazwa pochodzi od skojarzenia z działem polowym strzelającym kartaczami, czyli ładunkiem kul karabinowych na podobieństwo śrutu – używanym do bezpośredniej obrony stanowisk artyleryjskich. Owe kartacze po francusku nazywały się mitraille – stąd członek rewolucyjnego Konwentu Josephe Fouché, który lubował się w używaniu ich do masowych rozstrzeliwań lyońskich kontrrewolucjonistów dorobił się przezwiska le Mitrailleur de Lyon. W duchu tej tradycji mitraljezy de Raffye używali wersalczycy przeciw paryskim komunardom, ale była duża (przypominała napoleońską armatę z drewnianą lawetą na dużych kołach) i ciężka, a do tego zasilana z kaset, bez możliwości dosłania amunicji spoza obrębu broni, więc na przełomie lat 80. i 90. XIX wieku została porzucona jako ślepa uliczka. Na jego następcę wybrali najbardziej udany z dostępnych systemów zagranicznych, amerykańskiego Gatlinga, wyniośle milczeniem zbywając ofertę Maxima, który proponował im swój automatyczny karabin maszynowy już w roku 1883. Po wprowadzeniu karabinu Lebela z jego rewolucyjnym nabojem z prochem bezdymnym, prace nad francuskimi Gatlingami na te naboje prowadzono w Atelier de Puteaux, w skrócie APX – czyli państwowym arsenale w Puteaux, wówczas pod Paryżem (a dziś mieści się tam paryska dzielnica La Défense)