Czasami rzeczy istotne dzieją się mało zauważone. I to dobrze. W ten bowiem sposób unikają nadmiernego zainteresowania ze strony przeróżnych aktywistów, którzy pomóc nie mogą, a zaszkodzić – i owszem. Nawet jeśli te istotne rzeczy są niewielkie i nikomu nie szkodzą. I zupełnie nie wiadomo, dlaczego nie można było tego załatwić normalnie, tylko trzeba było fortelem. Ale w realiach Polski roku wyborczego tak najwyraźniej być musi, cieszmy się, że w ogóle coś się udało. Choć tu, że udało, to wciąż trochę na wyrost…
O co chodzi? O zmiany w ustawie o broni i amunicji, rzecz jasna. Od wybuchu równo rok temu regularnej wojny rosyjsko-ukraińskiej wydawało się przez chwilę, że właśnie otworzyło się przysłowiowe okno możliwości dla zmian w prawie. I że teraz nawet najbardziej oporni politycy nie będą blokować poprawy przepisów regulujących dostęp do broni palnej w Polsce. Ten stan trwał od końca lutego – kiedy rozpoczęły się poważne rozmowy z poważnymi politykami koalicji rządzącej na temat projektu nowej ustawy, zwieńczone jego złożeniem w Sejmie 24 marca – do połowy kwietnia, kiedy inna frakcja tej samej koalicji złożyła projekt konkurencyjny, blokując prace realne i zastępując je pozornymi. Oczywiście zrobiono to za pełną wiedzą, wręcz na polecenie, samej partyjnej góry. Owa góra parę miesięcy później stwierdziła wprost, że żadnej broni Polakom dać do ręki nie można, bo się pozabijają. Góra broń ma, wystarczy – inni nie muszą.
Na jesieni inna grupa posłów rządzącej koalicji złożyła kolejny projekt, minimalistyczny, który niby coś miał zmieniać – ale tak, aby niczego ważnego nie ruszyć. Opisywaliśmy go zresztą na naszych łamach ( 10/22). Projekt ruszył, ugrzązł, znów coś przy nim podłubano, znów ugrzązł… aby nieoczekiwanie pod koniec stycznia objawić się z pewnymi delikatnymi zmianami. Przegłosowano go siłami rządzącej koalicji, wspartej przez – i to jest ważne: Koalicję Polską (PSL z satelitami), Konfederację, Porozumienie, Kukiz’15 oraz Polskie Sprawy. Co dało 271 głosów, budując nadzieję na obronienie ustawy przy próbach jej popsucia w Senacie.
Co jest takiego istotnego w przegłosowanym projekcie zmiany ustawy o broni i amunicji, schowanym wśród kilkunastu innych zmienianych ustaw (to się nazywa w legislacyjnym slangu „ustawą śmieciową”)? Tak naprawdę jedna rzecz – owe pół kroku w dobrym kierunku: zwolnienie myśliwych z obowiązku przechodzenia okresowych badań lekarskich. Co – powiedzmy otwarcie – skutkowałoby zmniejszeniem ich liczby w ciągu kilku lat co najmniej o jedną trzecią,. O to zresztą chodziło twórcom tamtej regulacji. W efekcie nasz rachityczny rynek broni załamałby się z kretesem, bo myśliwi wciąż stanowią ponad połowę wszystkich posiadaczy broni w Polsce. Reszta przegłosowanych zmian w ustawie nie ma już moim zdaniem żadnego praktycznego znaczenia i nic nie poprawi, ale i nie zaszkodzi.
Jeśli kto zapyta, czy taki mechanizm stanowienia prawa jest normalny, odpowiedź może być jedna: nie. To czysta patologia. Ale tak działa – niestety – polski system legislacyjny A.D. 2023. Dlatego dla ukojenia nerwów zapraszam do lektury zimowej edycji miesięcznika – papierowo, elektronicznie i na stronie www.strzał.pl – a także do oglądania na naszym kanale YouTube kolejnych odcinków KINO STRZAŁpl.