We wrześniu 1914 roku przyczyniła się do ocalenia Paryża („Cud nad Marną”). Sześć lat później miała udział w kolejnym „cudzie” – tym razem nad Wisłą. W 1920 roku armata wzór 1897 należała do najnowocześniejszych broni w arsenale Wojska Polskiego.
Wojna toczona przez Polskę z bolszewicką Rosją miała odmienny charakter, aniżeli zmagania z lat 1914–1918. Te ostatnie, zyskawszy miano „wojny przemysłowej”, kojarzone są przede wszystkim z walkami pozycyjnymi i masowym wykorzystaniem technicznych środków bojowych – zwłaszcza artylerii, która awansowała z broni wsparcia do pierwszego szeregu najważniejszych rodzajów uzbrojenia i bezsprzecznie odpowiadała za największą liczbę ofiar. Przemysłowy sposób prowadzenia walki wymagał jednak – jak sama nazwa wskazuje – posiadania przemysłu, zdolnego hojnie zaopatrywać wojska na froncie w środki walki. Tymczasem na Wschodzie stanęli naprzeciwko siebie dwaj biedacy. Nigdy nie najsilniejsza gospodarczo, odbudowująca dopiero swój i tak słabo rozwinięty przemysł zbrojeniowy, zmaltretowana światowym konfliktem i targana rewolucyjnym zamętem Rosja oraz odrodzona Polska – pozbawiona przemysłu zbrojeniowego i uzależniona od zagranicznych zakupów. Te uwarunkowania, w połączeniu z olbrzymim teatrem działań wojennych sprawiły, że walki były manewrowe, a stopień wykorzystania broni technicznych niewielki. Tym niemniej i tutaj użyto wielu wzorów nowoczesnego uzbrojenia, i to częstokroć z dobrym skutkiem. Była wśród nich „nasza słynna siedemdziesiątka piątka” (le notre glorieux Soixante-Quinze), czyli francuska 75 mm armata wz. 1897. W 1920 roku była ona najliczniej reprezentowanym działem polowym w Wojsku Polskim
ilustracje: Narodowe Archiwum Cyfrowe i Wikimedia Commons