Ocaso to po hiszpańsku „zachód słońca” – i nazwa całkiem odpowiednia dla firmy mieszczącej się w Ojai Valley, południowokalifornijskiej dolinie słynącej z niesamowitych zachodów słońca, poprzedzonych różową poświatą nad otaczającymi ją górami.
Te zachody, zwane Pink Moments, są miejscową atrakcją, ściągającą w te okolice licznych turystów, podziwiających mieniące się wieloma odcieniami różu masyw gór Topatopa – miejscowe nazwy pochodzą z języka Indian Chumash. W czasach mojej młodości podczas górskich wędrówek śpiewało się wieczorami przy ognisku, że „ponoć nigdy deszcz nie pada w Kalifornii” – tymczasem, jak się okazuje, jest tam więcej różnych atrakcji. I wiele różnych przemysłów, nie tylko filmowy i komputerowy. Bo choć akurat z bronią palną są w Kalifornii pewne trudności, to już przemysł nożowy kwitnie w tamtym klimacie nadzwyczajnie. Nie tylko pod postacią wielkich firm, ale i małych manufaktur – a ostatnio także firm „producenckich” w rozumieniu branży filmowej, czyli organizujących proces wytwórczy. Od pozyskania projektanta, poprzez określenie założeń koncepcyjnych modelu, wybór stosownych materiałów, po znalezienie fizycznego wykonawcy noża. No i przede wszystkim pozyskanie kanałów dystrybucji, co w dzisiejszym świecie nadprodukcji wszystkiego zaczyna być kluczowym elementem planu
Ilustracje: HARBOUROUTDOOR.COM oraz Ocaso