Rzucanie nożem do celu to jedna ze sztuczek cyrkowych, które zostały zaczerpnięte z życia – i miały precedensy w walce. Współczesna armia dysponuje szerokim arsenałem znacznie skuteczniejszej broni – ale wizje „latających noży” wciąż zapładniają wyobraźnię wynalazców.
W 1957 roku z inicjatywy gen. bryg. Józefa Kuropieski rozkazem Nr 0048/Org. Ministra Obrony Narodowej z 15 czerwca 1957 roku została powołana do życia 6. Pomorska Dywizja Powietrznodesantowa. Wyróżnikiem nowej formacji był bordowy beret i mundur typu US (Ubiór Skoczka), w którym na prawej nogawce spodni, na wysokości biodra była wszyta specjalna kieszeń do przenoszenia noża wz. 1955. Noże te stanowiły etatowe wyposażenie jednostek powietrznodesantowych, ale także wszelkich jednostek specjalnych, od zwykłych zwiadowców, przez żołnierzy batalionów szturmowych i kompanii specjalnych, po antyterrorystyczne plutony specjalne ZOMO. W czasie licznych pokazów i ćwiczeń żołnierze tych formacji rzucali nimi do celu demonstrując swój kunszt bojowy.
Z biegiem lat wokół 6. PDPD narosło wiele mitów i legend. Jedną z takich konfabulacji rozpowszechnianą przez żołnierzy rezerwy, były niesamowite opowieści o znajdujących się jakoby w uzbrojeniu wojska „nożach rtęciowych”, które dzięki kropli rtęci w rurce wmontowanej w rękojeść miały zawsze trafiać ostrzem w cel. Brzmiało to pięknie i budowało mołojecką chwałę, ale sprawdzało się tylko wobec słuchaczy bez większej wiedzy o meandrach funkcjonowania biurokracji w siłach zbrojnych. Ci, którzy doświadczyli „monozy” z bliska wiedzieli jednak doskonale, że w wojsku wszelkie mienie – zwłaszcza środki walki – podlega ścisłej ewidencji, a poszczególne rodzaje sprzętu określa etat i tabele należności. A szefowie logistyki odpowiadający za gospodarkę sprzętem prowadzą nadzór oraz składają stosowne zapotrzebowania, wykorzystując do tego celu tzw. indeksy materiałowe. W wojsku nie ma więc żadnych rzeczy „tajemnych” – mogą co najwyżej istnieć rodzaje sprzętu utajnione przed cywilami, ale nawet one zawsze mają swój symbol indeksowy. Skoro więc badacze zakamarków komunistycznego wojska poznali już numery DIM nawet składowanych w Polsce głowic jądrowych, a numeru takiego noża dotąd nie znamy – to opowieści o ich istnieniu można spokojnie między bajki włożyć
Ilustracje: archiwum autora oraz FLYINGKNIFE.COM