Agresja niemiecko-sowiecka we wrześniu 1939 roku zgruchotała z trudem budowane po latach nieistnienia państwo polskie – ale nie zdołała zlikwidować polskiej państwowości. Raz jeszcze Polacy chwycili za broń, by odzyskać niepodległość, tak w szeregach emigracyjnych armii na Zachodzie i Wschodzie, jak i w kraju
Armia Krajowa, obliczana w 1944 roku na 100–120 tysięcy (Niemcy) lub 350 tysięcy (własne szacunki dowództwa) żołnierzy była największym ruchem oporu w okupowanej Europie, ale większość jej członków nie przeszła regularnego szkolenia, a w dodatku dysponowali oni zaledwie około 50 tysiącami karabinów (w tym jedynie 6% maszynowych). Jeszcze gorzej przedstawiała się sprawa zaopatrzenia w amunicję, która w całości zależała od zdobyczy na wrogu – dostateczny zapas nabojów przedwojennej produkcji był dostępny jedynie do karabinów kalibru 7,9 mm, zaś amunicji do najbardziej przydatnych w walce podziemnej pistoletów maszynowych niemal w ogóle nie było. Zrzuty alianckie zaczęły docierać do Polski dopiero w grudniu 1941 roku, ale na dobrą sprawę o poważniejszych działaniach zaopatrzeniowych można mówić dopiero od grudnia 1943 roku, po zdobyciu lotnisk we Włoszech – skąd droga dla samolotów ze zrzutami uległa znacznemu skróceniu. Przez cztery lata, od grudnia 1941 do grudnia 1944 roku (gdy zrzuty ustały pod naciskiem Moskwy) dotarło tą drogą nieco ponad 440 ton zaopatrzenia – i to nie tylko broni, amunicji i materiałów wybuchowych, ale także sprzętu biurowego (maszyny do pisania, powielacze), optycznego (np. ponad 500 lornetek), 45 ton żywności, ubrania i buty, środki medyczne. W dodatku 75% tego bogactwa trafiła do kraju dopiero w ciągu ostatniego roku, z Włoch. Wcześniej nieliczne samoloty przekradające się samotnie nocą z Anglii w daleką drogę do okupowanego kraju mogły przewozić najwyżej paru instruktorów („cichociemnych”) czy emisariuszy rządu i paliwo na drogę, udźwigu nie starczało już na znaczącą ilość broni – jedynym sensownym składnikiem angielskich zrzutów przed grudniem 1943 roku było kilkaset Stenów Mk II, które wkrótce zaczęto kopiować na miejscu, jak Polska długa i szeroka. Dopiero z Włoch zaczęto zrzucać broń zdobyczną, obecną już w uzbrojeniu partyzantów i strzelającą nabojami tu dostępnymi, w odróżnieniu od broni brytyjskiej. Także z Włoch zaczęła trafiać w zrzutach broń ciężka – np. brytyjskie Piaty czy moździerze – do tej pory z racji swych rozmiarów i masy nieobecna.
Oddział VI (Samodzielny Wydział Krajowy, vel Wydział Specjalny) Sztabu Naczelnego Wodza meldował o przerzuceniu do Polski łącznie: 442 pistoletów i 8617 rewolwerów „różnych”, 13 868 pistoletów maszynowych kal. 9 mm (9323 Steny, 497 niemieckich zapisanych jako „szmajser” bez wyszczególnienia typów, 3920 UD M42 i 128 Berett), około 100 (brak bliższych danych) Thompsonów, 230 karabinów powtarzalnych Mausera kalibru 7,9 mm, 506 rkm Bren kalibru .303 (o chińskich Brenach kalibru 7,9 mm nie ma tam ani słowa, ale przecież egzemplarz tego ostatniego zabezpieczony „w terenie” przez Policję i przekazany do Muzeum Powstania Warszawskiego sam do Polski nie przyfrunął) oraz 710 niemieckich ukaemów MG 34 i 42 („km niem. Spandau”), 48 „niem. kb ppanc 20 mm” (Solothurnów S18?), 575 Piatów (z 9158 pociskami), 12 moździerzy 80 mm (882 pociski) i 18 granatników 50 mm (214 pocisków), około 50 000 granatów ręcznych różnych systemów, niespełna pół miliona nabojów pistoletowych i rewolwerowych „różnych”, niemal 8 milionów sztuk amunicji „do pist. masz.” (zapewne większość 9 mm × 19 do Stenów, choć z wykopalisk znane są także 20- i 50-nabojowe paczki amunicji .45 ACP do Thompsonów) i około 4 milionów nabojów karabinowych