Miłościwie panujący nam rząd przedłużył – rozporządzeniem z dnia 27 marca roku bieżącego, zmieniającym rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 25 marca 2022 roku w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu zagrożenia epidemicznego (Dz. U. poz. 679, z późn. zm.), zmienianym do tej pory już siedmiokrotnie, co samo w sobie jest intrygujące – obowiązujące ograniczenia, nakazy i zakazy związane pandemią podstępnego chińskiego wirusa. Co to ma wspólnego z bronią lub amunicją, przedmiotem zainteresowań naszego miesięcznika? Otóż ma. W ten sposób wygraliśmy kolejny miesiąc, gdy nie trzeba okazywać Policji wyników okresowych badań lekarskich, co lat pięć, w przypadkach prawem wymaganych. Tym samym mijają trzy lata, gdy badań nikt nie dostarcza, a przestępczość ze strony nieprzebadanych posiadaczy broni nie wzrasta. Rząd sam empirycznie wykazuje, że badania te są pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Tymczasem pan premier poinformował, że tenże rząd podjął uchwałę dotyczącą przyjęcia Narodowego Programu Amunicyjnego. Ma on, w założeniu rządu, zwiększyć moce produkcyjne amunicji – chodzi głównie o naboje do armatohaubic kalibru 155 mm i moździerzy 120 mm – a w tę produkcję włączyć mają się podmioty prywatne, spółki skarbu państwa i wybrane podmioty zagraniczne, oczywiście sprawdzone wcześniej przez nasze służby specjalne.
„– Nie sztuka podjąć się wyzwań, które gdzieś tam za 5 czy 10 lat mogą być realizowane, my potrzebujemy tego w krótkim terminie czasu” – oznajmił premier. Nie wiem czy pan premier ma świadomość, że aby produkować amunicję w Polsce trzeba mieć koncesję, zaś aby mieć koncesję, trzeba przejść dość żmudą drogę jej uzyskania – przede wszystkim trzeba mieć magazyn, w tym wypadku materiałów wybuchowych. Uzyskanie odbioru magazynu zwykłej amunicji strzeleckiej, w najniższej kategorii zagrożenia, jest wielomiesięcznym procesem – cóż dopiero magazynu pocisków artyleryjskich. A właśnie trwają prace zaostrzające wymagania dla takich magazynów, więc będzie jeszcze trudniej – i dłużej.
Dwa lata temu ten sam rząd znowelizował ustawę o wykonywaniu działalności gospodarczej w zakresie wytwarzania i obrotu materiałami wybuchowymi, bronią, amunicją oraz wyrobami i technologią o przeznaczeniu wojskowym lub policyjnym – nadając status amunicji łuskom artyleryjskim. Od tej pory ich wytwarzanie i posiadanie wiąże się z koniecznością uzyskania koncesji (pozwoleń na armaty się w Polsce nie wydaje). Jak wiemy, nabój artyleryjski składa się z łuski, pocisku, ładunku miotającego oraz zapłonnika. W tym zestawie łuska jest jedyną częścią wykonaną z pospolitych materiałów, pospolitymi technologiami – jej produkcja jest pracochłonna, ale wymaga jedynie zdolności wytwarzania głęboko tłoczonych wyrobów z metali kolorowych. Gdyby więc produkcję amunicji rozśrodkować, zlecając produkcję łusek – oraz być może korpusów pocisków, także wykonywanych z metali – pomniejszym zakładom, a moce fabryk zbrojeniowych produkujących amunicję przestawić na wytwarzanie części wymagających kontaktu z materiałami wybuchowymi (zapłonnik, zapalnik) oraz scalanie gotowych nabojów, szybko można by zwiększyć zdolności produkcyjne, i to bezkosztowo. Tylko trzeba przywrócić łuskom armatnim status prawny metalowej doniczki. Czy rząd da radę? Premierze, do dzieła, trzymamy kciuki!
A Państwa zapraszam do lektury kwietniowego numeru naszego miesięcznika – papierowo, elektronicznie i na www.strzał.pl, a także oglądania kolejnych odcinków KINO STRZAŁpl na naszym kanale You Tube