Na początku II wojny światowej Brytyjczycy, którzy wymyślili czołgi i wprowadzili je do użytku, nie mieli – jak większość krajów w niej uczestniczących – skutecznej broni przeciwpancernej piechoty. Ten brak udało się nadrobić dopiero w roku 1943 wprowadzając broń tyleż skuteczną, co kontrowersyjną przez swoją odmienność: Piata
Zanim do tego doszło, mieli owszem karabin przeciwpancerny Boysa i specjalny, wprowadzony w maju 1940 roku przeciwpancerny granat karabinowy No.68. Kampania francuska dowiodła, że tak jedna broń, jak i druga, tkwiące korzeniami głęboko w I wojnie światowej, są zaledwie marginalnie skuteczne już przeciw niemieckim czołgom istniejącym w roku 1940. Przestarzały, choć wprowadzony ledwie przed dwoma laty karabin Boysa kalibru 13,9 mm był w stanie zatrzymać co najwyżej samochody pancerne i czołgi lekkie – a i to wymagał strzelania z bliska, starannego celowania w czułe miejsca celu oraz sporego szczęścia. Czołgi średnie i ciężkie mogły pod jego ostrzałem co najwyżej pęknąć ze śmiechu. Granat karabinowy No.68, choć wykorzystujący efekt Monroe i w próbach poligonowych przebijający 50 mm pancerza (rezultat nigdy nie potwierdzony w polu), był w większości przypadków bezużyteczny – bo nawet jeśli trafił, to zwykle nie wybuchał, z czego nie wyleczyły go cztery kolejne modele zapalnika w ciągu zaledwie roku. Poza tymi dwiema nieskutecznymi broniami brytyjscy piechurzy byli zdani na artylerię przeciwpancerną – ale że składały się na nią armaty kalibru 40 mm (2-funtowe) strzelające pociskami kinetycznymi z rdzeniem pełnokalibrowym, rodem prosto z pól bitewnych I wojny światowej, to właściwie zdani byli na łaskę Niemców. I kanał La Manche – który na szczęście okazał się najskuteczniejszym rowem przeciwpancernym Europy