Chude jednorzędowe kompakty to dziś najpopularniejsze pistolety do samoobrony, które stara się mieć w swojej ofercie każdy producent – nawet marki z tak wielkimi tradycjami, jak Beretta.
Ta ostatnia stara się tak bardzo, że nawet wprowadziła do oferty aż dwa, diametralnie różne, choć niby podobne modele: kurkowy Pico i igliczny Nano. Dziś zajmiemy się Pico, ale na prezentację jego starszego brata, Nano, nie będą musieli Państwo długo czekać, bo też już jest przygotowana.
Akurat kto jak kto, ale Beretta nie musiała czekać na obecną modę, by oferować małe pistolety. U innych wyszły one z mody wraz z ostatnimi szóstkami w połowie lat 60. ubiegłego wieku – lecz Włosi od 1919 roku zawsze mieli w katalogu jakiegoś malucha. W ostatniej dekadzie poprzedniego wieku oferowali je w trzech kalibrach, tradycyjnych dla kieszonkowców: .22, 6,35 mm i 7,65 mm. Wszystkie trzy były rozwinięciem Modelu 951B, z zamkiem swobodnym, spustem SA, kurkiem zewnętrznym i unoszoną na zawiasie lufą, a na przełomie wieków dla zamaskowania zaawansowanego wieku (ta liczba z nazwy to rok 1951) nosiły nazwy drapieżnych kotów, co miało je upodobnić do pochodzących z lat 80. modeli serii Cheetah. Pistolety Model 21A kalibru .22 i 6,35 mm nosiły nazwę Bobcat, a Model 3032 kalibru 7,65 mm (amerykańska modernizacja 951B z lat 80. różniąca się spustem DAO) – Tomcat. Największą popularnością cieszyły się w Ameryce, toteż ich głównym producentem pozostawała Beretta USA.
Ponieważ to właśnie za oceanem było epicentrum nowego trendu na maluchy z wykopem (głównie za sprawą pistoletów George’a Kellgrena z serii Grendel i Kel-Tec), tamtejsza filia Beretty zabrała się w pierwszej dekadzie XXI wieku za opracowywanie nowej generacji subkompaktów obronnych, całkowicie zrywających z dotychczasowymi konstrukcjami firmy. Być może to właśnie amerykańska proweniencja sprawiła, że nowy kurkowy maluch tak bardzo przypomina Kel-Teca.
Europejczykowi zza Żelaznej Kurtyny w średnim wieku nazwa Pico kojarzy się zazwyczaj jednoznacznie: enerdowskie kolejki w skalach H0, TT i N. Ale to fałszywy ślad, już choćby dlatego, że tamta marka pisała się od 1952 roku przez „k”. Bliżej rozszyfrowania zagadki będą ci, którzy pasjonowali się w latach 70. czy 80. elektroniką – zanim stała zbyt skomplikowana, by w oparach kalafonii budować wzmacniacze do gitary w garażu czy piwnicy