Pistolet gazowy to w Polsce trochę byt mityczny – nie został zdefiniowany w przepisach prawa, więc nie bardzo wiadomo co to właściwie jest. Stosując metodę naukowej heurystyki, zwaną brzytwą Ockhama, powinien być to jakiś pistolet, z którego wylatuje gaz
Większość osób – gdy słyszy o gazowym pistolecie – ma przed oczami broń palną na naboje hukowe lub wypełnione kryształkami jakiegoś lakrymatora (np. CS lub CN). Czyli coś takiego, czym wielu z nas ekscytowało się w naszym kraju na przełomie lat 80. i 90. (i co wówczas dało podwaliny pod powstanie pierwszych prywatnych sklepów z bronią w Polsce). Teoretycznie tego typu pistolety nadal są w obrocie, ale Policja reaguje na nie histerycznie i absolutnie nie zamierza uznać ich (domniemanego) statusu broni bezpozwoleniowej, traktując na równi z prawdziwą bronią palną – co zresztą jest przyczynkiem do zupełnie innej dyskusji. Jednak ludzie chcą mieć w domu czy na spacerze w lesie przy sobie coś, co zapewni im komfort psychiczny posiadania skutecznego przedmiotu do samoobrony. Bo nie każdy chce i umie bić się na pięści czy kopniaki, a także nie każdy czuje potrzebę uzyskiwania pozwolenia na „bojowy” pistolet. Bo broń prawdziwa – poza kłopotem legalnego jej pozyskania – generuje w przypadku użycia poważne problemy moralne i formalnoprawne. Nawet wówczas, gdy racja jednoznacznie stoi po stronie broniącego się.
Prezentowany RazorGun PMG-37 (ang. razor to po polsku brzytwa, stąd tytuł, choć ta nazwa jest trochę sofistyczna) to tak naprawdę ręczny miotacz gazowy, tyle że w formie pistoletu