Małżeństwo Hudsonów wymyśliło sobie nowoczesny pistolet bezkurkowy, zbudowany na szkielecie stalowym, ale niewiele cięższym od aluminiowych, ze spustem przesuwającym się jak w M1911 i o kulturze pracy dorównującej jego wyczynowym klonom, z nisko położoną osią lufy oraz małym i łatwym do opanowania podrzutem.
Amerykański rynek strzelecki jest tak duży i tak chłonny, że niemal co tydzień pojawiają się na nim nowe, rewolucyjne produkty jakich nigdy przedtem nie było. Zasadniczo sprowadza się to zwykle do nowego kształtu nacięć na zamku klona M1911, nowej osłony lufy dla klona AR15, dołożenia łożyska igiełkowego do mechanizmu spustowego, czy zainstalowania kółeczka na końcu trzpienia sterującego ryglowaniem zamka w AR15. Ale czasem pojawiają się autentycznie nowe i ciekawe pomysły. Takie jak na przykład pistolet maszynowy Kriss, któremu można zarzucić wiele rzeczy, począwszy od tego że odpowiada na pytanie, którego nikt nie postawił, ale nie można mu zarzucić że jest kolejnym kształtem, kolorem lub smakiem tego samego. Podobnie jest z największą nowością targów SHOT Show w roku 2017, czyli pistoletem Hudson H9. Na pierwszy rzut oka nie sprawia on specjalnie innowacyjnego czy rewolucyjnego wrażenia. Ot, pistolet ze zintegrowaną latarką/laserem. A nie, przepraszam: tam nie ma latarki/lasera, tylko w miejscu gdzie normalne się je montuje przed osłoną spustu jest po prostu coś, co przypomina ciężarek szkieletu z pistoletu SPS Pelicano.