Miłośnicy polskiej broni okresu międzywojennego koncentrują się zazwyczaj na broni palnej – karabinach, pistoletach, broni maszynowej. A tymczasem naszym największym sukcesem eksportowym w dziedzinie uzbrojenia okazały się ręczne granaty i zapalniki do nich, które Francja produkowała na polskiej licencji – aż do lat 80. ubiegłego wieku!
Pod koniec 1923 roku w Komitecie do Spraw Uzbrojenia i Sprzętu (KSUS) zapadła decyzja o zastąpieniu pochodzących z Wielkiej Wojny granatów niemieckich i francuskich nowocześniejszymi wzorami wyposażonymi w zunifikowany zapalnik czasowy o działaniu samoczynnym – a nie tarciowym, jak granaty niemieckie. Pierwowzorem i inspiracją nowych granatów stały się modele francuskie: obronny wz. 15 (F1) i zaczepny wz. 15 (OF) z zapalnikami mechanicznymi Mle 1916 Billant.
Kielecki zapalnik Cierpińskiego
Oprócz F1 przy konstruowaniu granatu obronnego studiowano także budowę amerykańskiego granatu Mk I, który zebrał w wojnie bolszewickiej mieszane recenzje. Jako granat był uważany za równie skuteczny, co francuski F1, ale jego zapalnik uważano za średnio udany. Spodobała się z niego tylko iglica, w formie płaskiej blaszki z grotem, napędzanej sprężyną agrafkową – przypominającej raczej pułapkę na myszy, ale za to wymagająca znacznie mniej miejsca wewnątrz granatu do zadziałania niż np. w granacie Millsa. Oryginalny zapalnik Billant wymagał jeszcze mniej miejsca – jego iglicami były zaostrzone końce agrafkowej sprężyny uderzeniowej w kształcie litery „W”, rozwijające się na zewnątrz od pozycji zabezpieczonej, w której trzymał je pionowy trzpień zabezpieczający. Z tego właśnie zapalnika wzięto pomysł zdwojenia spłonki zapalającej.