Od połowy kwietnia pan premier Morawiecki chwali się wielkimi kwotami, jakie w tym roku będą zwracane obywatelom w ramach rozliczeń podatkowych. A mnie w tym kontekście przypomina się stara opowiastka o Leninie, który okazał dzieciom miłość. Otóż bawiąc w Poroninie stał był on na werandzie i golił się brzytwą, a obok harcowały dzieci. Lenin się wkurzył, nawrzeszczał na nie i rzucił butem. A gdzie miłość, mógłby kto zapytać? No przecież miał w ręku brzytwę… Także nasz umiłowany rząd wpierw zabrał nam pieniądze w podatkach, obracał sobie nimi za darmo (zabrał w styczniu jednego roku, a odda czasami dopiero w sierpniu następnego), a teraz wspaniałomyślnie zwróci nam cześć tego co zabrał, w dodatku bez odsetek. Ale miłościwy jest, bo mógł nic nie oddać… Najprościej byłoby po prostu nie zabierać nadmiarowo, wtedy nie trzeba byłoby oddawać.
Coraz częściej słychać z różnych stron środowiska strzeleckiego, że skoro teraz jest tak dobrze z wydawaniem pozwoleń na broń, to po co zmieniać przepisy, tylko można to popsuć. Warunki, jakie trzeba spełnić, nie są wcale takie uciążliwe, broń rejestrują w zasadzie wszelkiego rodzaju, w praktyce nie ma problemów ani z tłumikami, ani z karabinami maszynowymi… No i każdy może sobie nosić pistolet za paskiem… Po prostu Kanada. Ta pachnąca żywicą, z kart powieści Arkadego Fiedlera, raj powojennej emigracji dla żołnierzy Andersa. A jaka jest Kanada dziś, po kilkudziesięciu latach? Taka, że o broni palnej można zapomnieć (chyba, że jest się rdzennym Indianinem, ale to też tylko przez chwilę), rząd blokuje konta bankowe obywatelom ośmielającym się ów rząd krytykować, szybkim krokiem kraj ten zmierza w kierunku rzeczywistości orwellowskiej. A było tak pięknie…
Podobnie może być z polskim dostępem do broni, jeśli zmarnujemy kolejną okazję na zmianę przepisów – pierwszą zmarnowaliśmy (jako środowisko) w poprzedniej kadencji, na drodze do zmarnowania drugiej, teoretycznie jeszcze lepszej, jesteśmy obecnie. Za każdym razem jest tak samo: ktoś coś próbuje, to zaraz okazuje się, że ktoś inny wie lepiej, no i nie można pozwolić żeby ten pierwszy ktoś, bo kto to w ogóle jest, tylko lepiej ten drugi, a jeszcze lepiej trzeci… Skoro na podstawie tych samych przepisów w roku 2011 czy 2014 pozwoleń Policja nie wydawała, a dziś je wydaje, to znaczy, że kwestia „polityki wydawania” jest kształtowana przez Policję całkowicie uznaniowo. A to znaczy, że po zmianie politycznego wiatru Policja może wszystkie wydane pozwolenia cofnąć, gdy tylko uzna że już wolno jej to zrobić. Bo ustały okoliczności.
Utwierdza mnie w tym przekonaniu ochocze rejestrowanie broni formalnie zakazanej, a także przymykanie oczu na przykład na wspomniane tłumiki, sprzedawane i używane w zasadzie już oficjalnie – choć przepisy się w tej materii nie zmieniły ani o jotę. Owszem, tłumiki powinno się móc kupować i używać, podobnie jak powinna być ścieżka dojścia do pozwoleń na broń maszynową – dlaczego by nie? Ale to musi jasno wynikać z przepisów prawa. Bo Policja buduje sobie szybką ścieżkę do odbierania pozwoleń, a delikwenci o naruszaniu przez siebie przepisów sami ją w mediach społecznościowych informują. Niezbyt to roztropne. Kadencja parlamentarna się kończy, czasu na przepracowanie złożonego w Sejmie projektu nowej ustawy o broni i amunicji jest coraz mniej. A środowisko strzeleckie wciąż skłócone…
Z takimi przemyśleniami zapraszam Państwa do lektury majowego numeru naszego miesięcznika – papierowo, elektronicznie i na www.strzał.pl, a także zapraszam do oglądania kolejnych odcinków KINO STRZAŁpl na naszym kanale You Tube