Pistolety ze spustem bez kabłąka na początku XX wieku nie budziły nadmiernej sensacji, kontynuując tradycję poprzedniego wieku – ale gdyby tak pistolet miał kabłąk, a w nim nie było języka spustowego? Na tak postawione wyzwanie belgijski przedsiębiorca Alfred Wegria-Charlier miał odpowiedź krótką i jasną: „Potrzymajcie mi frytki, chłopaki”!
Alfred Wegria-Charlier był producentem broni z Hoignee-Cheratte koło Li?ge w Belgii. Firma powstała w latach 80. XIX wieku, założona przez Jeana Wegria, i nosiła początkowo nazwę Société Wegria, od czego skrótem były litery SW umieszczone w logo (któremu niektórzy autorzy zarzucają podszywanie się pod logo S&W). Jean poślubił Guillemine Charlier, a ona urodziła mu syna Alfreda, któremu zwyczajem jeszcze hiszpańskim (Belgia była częścią Hiszpanii do 1713 roku, potem przeszła w ręce austriackie i w końcu francuskie, zanim wyzwoliła się w 1830 roku, popadając z kolei w zależność od Wielkiej Brytanii) nadano nazwiska obojga rodziców – Alfred Wegria-Charlier.
W 1908 roku wystąpił on o patent na konstrukcję pistoletu, którego spust mieścił się w… tylnej ścianie chwytu i miał formę podobną do zdobywającego w tym okresie popularność browningowskiego bezpiecznika chwytowego, użytego w 9 mm pistolecie FN1903, a potem trzy lata później w 6,35 mm pistolecie FN1906. Samo otrzymanie patentu wiosny nie czyni, papier już nie takie głupoty znosił dzielnie, a urząd patentowy za odpowiednią sumę wyda chętnemu patent na każdą bzdurę, byle była oryginalna