Tegoroczna jesień może być przełomowa: resort „wewnętrzny” przygotowuje projekty aktów prawnych, mających na nowo uregulować kwestie cywilnego rynku broni i amunicji – w kierunku łatwym do przewidzenia. Jeśli ktoś miał jakiekolwiek nadzieje co do intencji resortowych (czytaj: policyjnych) specjalistów, właśnie otrzymuje otrzeźwiające uderzenie obuchem w czerep rubaszny. Wątpliwości się rozwiały, spod różu, pudru i nowomodnych szmatek wylazła na wierzch bezpieczniacka natura, która niezłomna jest i nieśmiertelna. Po raz kolejny okazuje się, jak fatalnym błędem było pozostawienie w służbie starych funkcjonariuszy o peerelowskim rodowodzie, przez co ukształtowali oni nowych na swój obraz i podobieństwo – nawet bez złej woli: po prostu inaczej nie umieli i innych wzorców nie znali. W ten sposób mamy urodzonych już po rzekomej zmianie ustroju politycznego młodych esbeków i milicjantów obywatelskich. Owszem, nie wszyscy są tacy, ale to jak z octem w winie: jedna szklanka dyskwalifikuje całą beczkę, do której ją wlano.
Na tapecie mamy dziś trzy projekty aktów prawnych – jeden, poselski, jest już po pierwszym czytaniu w Sejmie, ale ma tę wadę, że nie jest rządowy, więc na razie utknął proceduralnie (to projekt nowej ustawy o broni i amunicji, numer druku sejmowego 1692). Drugi – dotyczący wytwarzania i obrotu bronią i amunicją – znajduje się w toku uzgodnień międzyresortowych wewnątrz rządu, i wedle planów miałby trafić do Sejmu po wakacjach (pozornie ta ustawa nie dotyka posiadaczy broni, ale w rzeczywistości jest bardzo ważna). Trzeci projekt – ustawy „o broni i amunicji do użytku cywilnego” – jest najdziwniejszy, w dodatku znajduje się na trudnym do określenia etapie tworzenia: częściowo ma formę gotowego projektu aktu prawnego, ale tu i ówdzie wygląda na brudnopis, a nawet na brudnopis napisany przez ucznia szkoły podstawowej. W dodatku był mocno utajniony, ale dzięki inwencji mecenasa Turczyna udało się go pozyskać. Tyle, że resort się od projektu odciął, twierdząc że takowego… nie ma!
Odpytywani na okoliczność tajemniczego projektu ustawy „do użytku cywilnego” posłowie partii rządzącej nie kryli zaskoczenia – zarówno kierunkiem proponowanych zmian, jak i faktem objawienia się samego projektu. Wcześniej wiele wskazywało albo na pozostawienie tematu zmian ustawy o broni i amunicji do następnej kadencji, albo na procedowanie nad projektem poselskim i zmienienie jego zapisów w trybie poprawek. Jeszcze jesienią ubiegłego roku od wysoko postawionych osób z ministerstwa słyszało się o planach rozpoczęcia tej wiosny prac sejmowych nad obu ustawami – po rekonstrukcji rządu termin ten zmienił się na „po wakacjach”. Kolejna (wiosenna) ewolucja koncepcji wskazywać by mogła na procedowanie wyłącznie ustawy o wykonywaniu działalności oraz implementowanie zmienionej dyrektywy europejskiej oficjalnie przy pomocy tylko tej, „technicznej” ustawy. Politycznie bardziej drażliwa ustawa o broni i amunicji musiałaby zostać poddana obróbce w parlamencie tak, aby do końca grudnia zakończyć wszelkie prace – bo w roku wyborczym drażliwe tematy się chowa, i to głęboko.
Nadzieję daje postępowanie przewodniczącego sejmowej komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych, posła Arkadiusza Czartoryskiego, oraz pani poseł Anny Marii Siarkowskiej, która jest przewidywana na przewodniczącą podkomisji do spraw ustawy „o wykonywaniu”, gdy ta trafi do Sejmu. Oboje zorganizowali na początku lipca spotkanie w parlamencie, na które zaproszono przedstawicieli MSWiA z wiceministrem Pawłem Majewskim na czele, oraz przedstawicieli strony społecznej. Spotkanie okazało się bardzo efektywne, obie strony wysłuchały swoich racji, dyskutowano i przekonywano się wzajemnie – tak właśnie wypracowuje się satysfakcjonujący wszystkich kompromis. To byłaby sytuacja bez precedensu w najnowszej historii naszego kraju – pozostaje wierzyć, że także w przypadku ustawy o broni i amunicji posłowie pójdą tą drogą
2018/07/18