Drony zmieniły oblicze współczesnej wojny nie tylko na Ukrainie, ale w ogóle. Zarówno Rosja, jak Ukraina rozszerzyły wykorzystanie dronów w 2024 roku, jako stosunkowo taniego środka walki, który wymusza na przeciwniku użycie do obrony znacznie droższych systemów obrony powietrznej – ale zawsze warto spróbować drogi na skróty…
Moskwa i Kijów nabyły tylko w ubiegłym roku łącznie około 1,5 miliona dronów, atakując nimi tysiące celów w obu krajach. W tej chwili gros systemów używanych na linii frontu i jego bezpośrednim zapleczu stanowią małe i niedrogie drony typu FPV (First Person View, widok w pierwszej osobie), które jak sama nazwa wskazuje, zapewniają możliwość obserwacji terenu z lotu ptaka w czasie rzeczywistym. Działając w strefie frontowej pozwalają operatorom wykrywać i wskazywać cele, a potem korygować ogień artylerii lufowej (od moździerzy 60 mm po działa 155 mm i większe) czy rakietowej – ale mogą one też wykonywać wiele czynności, których nie potrafi klasyczna artyleria czy inne środki napadu. Potrafią wlatywać do okopów, ziemianek, przez otwarte okna do pomieszczeń w budynkach, przez otwarte włazy do wnętrza pojazdów, by prowadzić tam rozpoznanie lub je niszczyć, zrzucając granaty, niszczyć sprzęt przeciwnika jako amunicja krążąca (tzw. „drony kamikaze”), ścigać i zabijać nawet pojedynczych żołnierzy oraz sprzęt przeciwnika. Nie bez znaczenia jest również efekt psychologiczny ich oddziaływania, a zwłaszcza wszechobecność i świadomość, że przeciwnik ma ich mnóstwo – więc to, że jeden odleciał, nie kończy wyczerpującego psychicznie stanu zagrożenia, wiecznego pogotowia.
Obie strony uznały, że na powszechne zagrożenie dronami należy odpowiedzieć wprowadzaniem środków obrony przed dronami, ale o ile reklamowane przez ukraiński aparat propagandowy środki używane przez obrońców można oglądać w każdym dzienniku, to ich rosyjskie odpowiedniki są stosunkowo mało znane
ilustracje: YOUTUBE i S. KRASILNIKOV RIA-NOVOSTI