Jak już pisałem w relacji z tegorocznego SHOT Show jedna firma wybiła się na tyle poważnie spośród ogółu wystawców, że nie zmieści się w jednym artykule ze wszystkimi i wymaga oddzielnej „jednostki redakcyjnej”. Tą firmą jest SIG
A w zasadzie SIG USA, który wyrasta na największego obecnie gracza rynkowego, ze swoją ofertą WSZYSTKIEGO i w dodatku w dobrym gatunku. No, może jeszcze nie wszystkiego tak dosłownie, bo nie mają w ofercie butów, ale to moim zdaniem tylko kwestia czasu. Teraz mamy w tej ofercie amunicję, broń palną długą i krótką wszelkiego typu i rodzaju, optykę strzelecką (i optoelektronikę) oraz wiatrówki – a w tym roku pokazały się także akcesoria, takie jak kabury. W dodatku na bardzo wielu eksponatach wisi przywieszka „nowość”, a na stoisku przez całe targi kłębi się tłum zwiedzających. SIG mógłby zawartością swojego stoiska obdzielić kilka innych firm.
Amerykańskim ewenementem – z punktu widzenia europejskiego – jest oddzielna kategoria broni formalnie klasyfikowanej jako krótka, ale faktycznie udająca (skutecznie!) długą. Bo tu łatwiej o legalne posiadanie samopowtarzalnego pistoletu, niż samopowtarzalnego karabinu, a już szczególnie samopowtarzalnego karabinu „szturmowego”, czyli właśnie takiego, jaki jest najmodniejszy (i najfajniejszy). To dokładnie odwrotnie niż było do tej pory w UE, gdzie łaskawszym okiem patrzono na karabiny, niż na pistolety – co się zresztą niebawem odwróci, za sprawą osławionej znowelizowanej dyrektywy i podkategorii A7. Przypomnijmy, że aby uniknąć sklasyfikowania w niej (i objęcia szczególnie restrykcyjnie obwarowanym typem pozwoleń) broń samopowtarzalna centralnego zapłonu nie może mieć w sobie zapasu amunicji przekraczającego 11 sztuk dla długiej i 21 dla krótkiej broni. Stąd prosty wniosek, że za chwilę podobne do amerykańskich „pistolety” zagoszczą także na naszych stołach. Bo wszystko to, co jeden człowiek wymyśli, żeby utrudnić życie innym, inny człowiek rozbroi aby im życie ułatwić…
Wszystko zaczęło się w roku 1934, gdy pod wpływem obaw przed komunistycznymi wywrotowcami i ataków rodzimych desperados na banki w czasie Wielkiego Kryzysu przyjęto ustawę National Firearms Act, będącą pierwszym federalnym prawem o broni palnej, ograniczającym II poprawkę do konstytucji. W tym akcie prawnym narzucono minimalną długość broni długiej, którą można posiadać bez ingerencji państwa, wymuszając słynne 16 cali lufy. Kto chce mieć karabin z krótszą lufą, czyli SBR (Short-Barrelled Rifle), musi się zarejestrować w rządowych spisach i zapłacić przy tym opłatę skarbową w wysokości 200 dolarów. Dzięki dekadom inflacji dziś to pieniądz niewielki, ale w 1934 roku to była fortuna – za taką kwotę można było kupić samochód. Z dawnych czasów pozostała jednak niechęć do figurowania w spisach jako posiadacz broni – taki rejestr bowiem zdaniem Amerykanów do niczego dobrego nie może służyć, a pchanie się samemu (i jeszcze płacenie za to!) na listę proskrypcyjną BATFE to już kompletna głupota