Na świecie tyle się dzieje, że nie wiadomo w co ręce włożyć – przedwyborcze machlojki w Rumunii i we Francji, niemiecka policja szmuglująca imigrantów przez granice, strefa Gazy obracana w perzynę przez „starszych i najmądrzejszych”, wojna na Ukrainie wciąż daleka od zakończenia, a tu jeszcze Amerykanie nałożyli cła i chcą kupować Grenlandię (choć dlaczego miałoby to być gorsze dla niej niż bycie duńską kolonią, nie sposób zrozumieć)… Od troski jak to wszystko opisać, aby nikogo politycznie nie urazić uwolniła mnie wiadomość z kręgów – że tak to ujmę – kopernikańskich. Konkretnie z ulicy Kopernika numer 30 we Warszawie.
Chodzi o regulamin „uzyskiwania kwalifikacji niezbędnych do uprawiania sportu strzeleckiego w ramach Polskiego Związku Strzelectwa Sportowego”, uchwalony przez Zarząd PZSS 26 marca tego roku. Rzecz mocno poruszyła środowisko strzelające, bo istotnie znalazły się tam zapisy cokolwiek dyskusyjne, najłagodniej ujmując. Przede wszystkim chodzi o możliwość cofania patentu, wydawanego do tej pory w praktyce dożywotnio (choć formalnie bezterminowo) i to pod w sumie byle pretekstem. Bo jak inaczej zinterpretować zapis o „lekceważącym stosunku” do władz PZSS czy WZSS? Regulamin – bez załączników – to 20 bitych stron tekstu i na każdej stronie, w każdym akapicie, bez mała w każdym wierszu są kwiatki podobnego rodzaju. Trudno się dziwić, że społecznościówki zawrzały.
PZSS jest szacownym bytem o niepodważalnych, konkretnych, ale jednocześnie niezbyt licznych sukcesach sportowych – w całej historii Polacy zdobyli tylko cztery złote medale olimpijskie: po dwa Józef Zapędzki (Meksyk 1968 i Monachium 1972) i Renata Mauer-Różańska (Atlanta 1996 i Sydney 2000), a w ogóle wszystkich medali na IO było raptem 12. Ostatni medal (srebrny) i jedyny idący na konto obecnych władz Związku przywiozła z Londynu Sylwia Bogacka, w 2012 roku. Liczba kadencji władz jest ograniczona ustawowo do dwóch czteroletnich, a działacze trwają na swoich stołkach już po lat bez mała dwadzieścia i szykują się na długie lata kolejne… Ważniejsze, że działacze ci – do których idealnie pasuje miano Wąsatych Piotrusiów (Mustache Petes – kto czytał powieści Mario Puzo wie o co chodzi, jak kto nie czytał, niech przeczyta, bo warto) – powinni jak się wydaje dbać o rozwój Związku. Skoro z różnych powodów, zapewne w znacznej mierze od ich starań niezależnych, nie mamy w naszym kraju strzelców na tyle wybitnych, aby sięgali po najwyższe laury, niechże ich będzie przynajmniej na tyle dużo, aby „ilość przeszła w jakość”.
Liczba pozwoleń na broń do celów sportowych wzrosła z niecałych 15 tys. w roku 2014 do prawie 85 tys. w roku 2024 – problem w tym, że stało się przy całkowicie biernej postawie władz PZSS. Które jednak czerpią z tego aktywnie finansowe profity: suma wpływów z opłat od strzeleckich amatorów przekracza sumę ministerialnych dotacji. Po lekturze regulaminu można odnieść wrażenie, że wzrost liczby strzelców jest wręcz nie w smak władzom Związku. Tak, jakby Wąsate Piotrusie przestraszyli się Młodych Turków (idąc dalej tropem powieści Mario Puzo) i zdali sobie sprawę, że następne wybory do władz mogą przegrać, Związek przejmie młodsze pokolenie prawdziwych działaczy sportowych, a oni stracą swoje wpływy i synekury. Dlatego zamiast dbać o rozwój strzelectwa w Polsce, blokują je.
Temat jest ważny i wrócimy do niego znacznie obszerniej w następnym numerze – a na razie zapraszam do lektury kwietniowej edycji naszego czasopisma, papierowo lub elektronicznie, oraz do oglądania filmów KINO STRZAŁ.pl na serwisie You Tube