W latach 30. poprzedniego wieku oficer piechoty morskiej Melvin Maynard Johnson Jr. skonstruował karabin samopowtarzalny, pomyślany jako alternatywa dla Garanda M1. Tamten projekt zbyt mocno siedział już jednak w siodle, a czas nie sprzyjał zmianom koni na środku rzeki.
Melvinowi Maynardowi Johnsonowi Jr. (1909–1965) pisana była kariera w bostońskiej palestrze – naturalny wybór dla trzeciego pokolenia prawniczej dynastii. I przez długie lata wszystko wskazywało na to, że ten scenariusz się dopełni. Melvin Jr., zwany w rodzinie Maynardem dla odróżnienia od ojca, dorastał w zamożnej rodzinie bostońskiej socjety, uczył się w prywatnej szkole, na wakacje przenosił się wraz z rodziną do letniego domu nad jeziorem Moosehead w północnym Maine. Tam oddawał się rozrywkom typowym dla chłopca o jego pozycji społecznej w tych czasach na tej głuszy: żeglowaniu, pływaniu i oczywiście strzelaniu. W roku 1919 10-letni Maynard dostał pod choinkę swój pierwszy karabin bocznego zapłonu, który zrobił na nim piorunujące wrażenie.
Zainteresowanie bronią w tych dawnych, szczęśliwych czasach nie uchodziło wcale za coś, czego należy się wstydzić. Dodatkowo wzmocnił je wynajęty przez rodzinę guwerner, Edgar Gerard Hamilton, któremu powierzono zadanie odrobienia zaległości szkolnych, wynikłych gdy młody Johnson zapadł na grypę. Hamilton był jednym z kilkudziesięciu amerykańskich absolwentów francuskiej szkoły oficerskiej w Saint-Cyr, a po Wielkiej Wojnie, zdemobilizowany, zaciągnął się jako oficer do Legii Cudzoziemskiej i walczył w Maroku. Łatwo sobie wyobrazić, jak na wyobraźnię 15-latka działały opowieści nauczyciela o jego frontowych doświadczeniach. Stopniowo opowieści ustąpiły ożywionym dyskusjom o zaletach i wadach broni używanej w czasie Wielkiej Wojny przez obie strony. Nie wiadomo, jak kontakt z Hamiltonem wpłynął na szkolne oceny Maynarda, ale jedno jest pewne: przelotną infekcję grypą zastąpił ciężki przypadek fascynacji bronią palną, który nie ustąpił już przez całe życie