To hasło, choć niezbyt dyplomatyczne, mogłoby się stać mottem tegorocznych 39. Targów Branży Strzeleckiej, Myśliwskiej i Outdoorowej (SHOT Show), które odbyły się w dniach 17–20 stycznia w salach Sand’s Expo w Las Vegas. Wyraża tyleż nastrój większości obecnych, co powagę chwili – oto w ostatnim dniu targów w Waszyngtonie na schodach Kapitolu przysięgę prezydencką składał człowiek, po którym branża wiele sobie obiecuje: 45. prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald J. Trump
Co ciekawe, tryumfalizm tych, co to ową sukę, nie oznacza wcale ordynarnego seksizmu – równie „ciepłe” uczucia do pokonanej kandydatki na prezydenta łączą tu pokolenia i płcie, zarówno biologiczne, jak społeczne. Tytułowe hasło zaczerpnąłem z T-shirta noszonego na strzelnicy w dniu prasowym przez nadobną strzelczynię, która bardzo elokwentnie tłumaczyła (pytana czy nie), skąd u niej taka niechęć do samozwańczej heroldy (heroldki? właściwie jaka jest właściwa forma żeńska od „herolda”?) płci nadobnej.
Targi są równie olbrzymie jak zwykle: 1600 stoisk plus SHOT Show NEXT 2.0 (cokolwiek to oznacza – na oko jeszcze mniejsze stoliki niż rok temu) w coraz bardziej zatłoczonym korytarzu pod biurem prasowym oraz gromadzące 500 wytworów 338 firm Centrum Nowych Produktów (w którym po staremu nie wolno fotografować, więc nikt tam nie zagląda, bo i po co). W tym roku wydano 65 000 uprawniających do wejścia identyfikatorów, czyli więcej niż rok temu, ale wciąż poniżej rekordu z roku 2015. Korpus prasowy znów liczył ponad 2000 prawdziwych dziennikarzy i blagie… znaczy, tych, no – blogerów.
Z tymi liczbami SHOT jest piątym co do wielkości zjazdem odbywanym w Vegas (większy jest nie tylko odbywający się tydzień wcześniej Consumer Electronic Show, ale nawet trwające równocześnie targi budowlane World of Concrete – bezpośrednia przyczyna, dla której SHOT musi się gnieść w Sand’s, bo to właśnie budowlańcy zajmują w tym samym czasie Las Vegas Convention Center) i piętnastym co do wielkości w skali kraju. No, jaki kraj, taka i skala – po byku.
Po wygraniu wyborów przez człowieka, dla którego walka z bronią palną nie jest głównym celem życia, przemysł zaczyna się powoli przestawiać z trybu obrońców okopów św. Trójcy na tryb pokojowy. Do Nirvany jeszcze daleko, ale przynajmniej jest nadzieja, że przez następne cztery lata nie trzeba będzie walczyć o przetrwanie II Poprawki – zwłaszcza po obsadzeniu na przełomie stycznia i lutego wakującego stanowiska sędziego Sądu Najwyższego.
Tutejsza Trump Tower na razie stoi na kompletnym odludziu, wzniesiona wśród terenu odzyskanego po wyburzeniu starych kasyn (między innymi Stardustu) po zachodniej stronie Stripu między South Las Vegas Boulevard i autostradą I-15 – ale przy tych wszystkich zmianach, kto wie, może się teraz w okolicy zagęści. Na razie tylko na rogach alejek widać pozostałości kampanii wyborczej: wśród nich nalepki w stylu HILLARY FOR PRISON 2016 czy DON’T CALIFORNICATE NEVADA.
Targi po staremu na ciasnych i pokręconych powierzchniach Sand’s Expo, po staremu 95% eksponatów należy do trzech grup: 1911, AR-15 i Glock – z nowości odnotować należy tylko rosnący udział AR-15 w tym zalewie. W tym roku do obozu MSR (Modern Sporting Rifle, bo skrót AR kojarzony niewłaściwie z terminem „Assault Rifle”, jest anatemą – strzelcy też mają swoją politycznie poprawną nowomowę, a co!) dołączyły Savage i Springfield Armory.
1911 i Glock mają się ku sobie do tego stopnia, że powstał pistolet Hudson H9 – który raczej powinien się nazywać G1911: łączy bowiem kształt chwytu i przesuwny spust Colta z iglicznym mechanizmem uderzeniowym Glocka i takiej-że proweniencji uchylnym bezpiecznikiem spustowym. Co ciekawe, oś obrotu tego bezpiecznika przeniesiono z góry na dół i bezpiecznik łamie się w tył tak, jak spust karabinów przeciwpancernych Solothurna (STRZAŁ pl 1/17). Pokrój rezultatu, jak przystało na wynik pseudomedycznych eksperymentów, może nie do końca zachwyca – ale trzeba przyznać, że leży w ręku świetnie i spust ma po prostu znakomity. Z innych pistoletów z pogranicza Glocka wyróżniających się świetnym spustem, wypada wspomnieć CZ P10C. Jak na wyłączne częściowe samonapinanie, to po prostu mistrzostwo świata. Szkoda tylko, że CZ-USA nie bierze udziału w Media Dayu (zresztą FB też sobie w tym roku odpuściła), bo z pistoletu z takim spustem aż chciałoby się postrzelać. Ciekawe tylko, czy w produkcji seryjnej też się taki uchowa – bo w eksponowanym egzemplarzu był po prostu wyśmienity.
Największa pistoletowa nowość targów to oczywiście ogłoszenie rozstrzygnięcia pistoletowego konkursu XM17 MHS na nowy modułowy pistolet amerykańskich sił zbrojnych. Wbrew pogłoskom zapowiadającym rychłe zamówienie Glocków, wygrał zgodnie z przepowiedniami (przeciekami?) sprzed roku SIG Sauer P320. Wiadomość najbardziej zaskoczyła chyba personel stoiska firmy, który nie miał na tę okazję przygotowane nic. Dosłownie nic – nawet zestaw prasowy mieli tylko online i w dodatku ostatni raz aktualizowany w czerwcu 2015 roku… No ręce opadają po prostu.
Dużo nowych-starych rewolwerów: S&W co roku konsekwentnie wznawia produkcję wielu zapomnianych modeli, a Colt wystawił ostatkiem sił chrapy spod wody, wznawiając Cobrę i obiecując (o ile dotrwa) więcej słynnych Węży w przyszłym roku.
Jeśli chodzi o kontynuację starych trendów, to nadal silnie promowane jest strzelectwo żeńskie wszelkich możliwych odmian. Firmy kaburowe oferowały torebki z kaburami, każda firma pistoletowa czy karabinowa musiała mieć co najmniej jeden model z różowymi okładkami lub kolbą, albo chociaż różowym magazynkiem. Firma Realtree stworzyła nawet specjalny wzór kamuflażu, w którym ziemiste i zielone elementy zastąpiono różem i purpurą, pod może nie najszczęśliwszą nazwą MuddyGirl (Ubłocona dziewczyna) – no ale co tam kto lubi, to na zdrowie… Borowina to podobno nawet zdrowa jest.
Z innych nowości: Las Vegas miejscami zaczyna przypomina Amsterdam. Nie żeby zaraz na pustyni wyrosły muzea Rembrandta i kanały, a miejscowi przesiedli się na rowery – co to, to nie. Na razie upodabnia się w ścieżce zapachowej. Odkąd w grudniu zalegalizowano w Newadzie lecznicze użycie marihuany, słodkawy dym z trawki unosi się tu wszędzie, a na każdym rogu ulic billboardy reklamują badania, po których każdy okaże się na tyle chory, że bez marychy ani rusz.