Trzeba mieć niezły tupet, żeby na rynku Stanów Zjednoczonych zaryzykować slogan reklamowy pistoletu: „Cokolwiek innego byłoby antyamerykańskie”. Ale Sturm, Ruger & Co siedzi w siodle tak mocno, że może sobie pozwolić na taką prowokację bez obaw.
W ciągu drugiej dekady nowego wieku Ruger prowadził ożywione prace nad rewitalizacją oferty. Firma zawsze słynęła z nieco konserwatywnych, ale zazwyczaj porządnie wykonanych i niedrogich rewolwerów, a od początku lat 90. także pistoletów samopowtarzalnych centralnego zapłonu serii P (P-85 w roku 1987, P-89, P-90, P-93, P-94, P-95, P-97 i P-345 w roku 2004). Miała zawsze opinię „firmy dla swojaków” – wybieranej głównie przez prowincjonalnych strzelców, których nie było stać na S&W, HK czy Berettę, ale też nie chcieli sobie narobić wstydu pojawiając się na strzelnicy z dajmy na to, Lorcinem czy Hi-Pointem. Mimo tych konserwatywnych założeń, Ruger był zawsze zaawansowany technologicznie i technicznie – jako pierwszy wśród liczących się amerykańskich wytwórców broni nabył na własność odlewnię Pine Tree Casting, by tam produkować części metodą odlewu precyzyjnego na tracony wosk. Dziś oprócz Pine Tree w Arizonie, Ruger ma dodatkowo oddziały własnej firmy Ruger Casting we wszystkich trzech filiach Sturm, Ruger & Company, w Newport (New Hampshire), Prescott (Arizona) i najnowszej w Mayodan (Karolina Płn.), gdzie osiadła centrala firmy, wygnana z niegościnnego dla producentów broni Wschodniego Wybrzeża po 70 latach działalności w Southport, Connecticut.
Również rewolucja polimerowa zawitała tam dość wcześnie i jeszcze w czasie produkcji słynnych „cegieł ze spustem” (jak przezywano pierwsze pistolety samopowtarzalne centralnego zapłonu Rugera z lat 80.), wraz z P-95 w roku 1996 pojawiły się odmiany z polimerowymi szkieletami. To była wtedy gorąca nowość, kosmiczna technologia – dziś trudno w to uwierzyć, ale Ruger był pierwszą rodzimą firmą, która po Glocku zaoferowała w USA pistolety z plastikowymi szkieletami