Niedawno SIG Sauer zaprosił grupę dziennikarzy z Europy do zwiedzenia swej amerykańskiej fabryki oraz szkoły strzeleckiej SIG Sauer Academy w stanie New Hampshire. Wśród uczestników grupy był także nasz holenderski współpracownik.
SIG Sauer, dawna amerykańska filia niemiecko-szwajcarskiej spółki noszącej tę nazwę, jest ilustracją jankeskiego porzekadła o ogonie, który zaczął merdać psem. Na przełomie wieków europejska centrala podupadła i zaczęła robić bokami – do tego stopnia, że SIG w ogóle zwinął żagle i dziś zajmuje się w Neuhausen produkcją kartonów do mleka powlekanych folią aluminiową, a J.P. Sauer & Sohn wrócił do szacownych myśliwskich korzeni. Natomiast ich dawna zaoceaniczna faktoria handlowa odniosła wielki sukces handlowy, zbudowała nową markę – a w końcu także nową ofertę i dziś już nawet nie potrzebuje starych europejskich protez, bo większość jej programu produkcyjnego stanowią własne nowe konstrukcje. Te z kolei sprzedają się tak dobrze, że kiedy inni sądzą się o długi i z niepokojem patrzą w przyszłość – SIG Sauer martwi się raczej klęską urodzaju.
W programie oprócz zwiedzania fabryki, było spotkanie z prezesem firmy, Ronem Cohenem, jednym z głównych autorów sukcesu SIG Sauera – a potem strzelanie z produktów zakładów. A dokładniej – dwudniowy kurs prowadzony przez instruktorów Akademii SIG Sauera w Epping, mający zaznajomić nas, tuzin europejskich dziennikarzy z prasy fachowej, z nowymi produktami firmy: pistoletem P320 X-Five, karabinem MCX Virtus i kieszonkowym pistoletem P365