Obowiązująca ustawa o broni i amunicji jest zła i wymaga zmiany – co do tego zgadzają się już wszystkie strony sporu: polityczna, policyjna i społeczna. Różnice zdań pojawiają się, jeśli chodzi o kierunek i zakres tych zmian. Niektórzy uważają, że polityka małych kroków i jakichkolwiek zmian jest najwłaściwsza. Czy aby na pewno?
Oto pojawiła się w Sejmie inicjatywa kolejnej, niewielkiej nowelizacji rzeczonej ustawy z dnia 21 maja 1999 r. o broni i amunicji (Dz. U. z 2017 r. poz.1839), zgłoszona formalnie przez grupę posłów Prawa i Sprawiedliwości – choć tak naprawdę opracowana w Ministerstwie Obrony Narodowej, z inicjatywy wiceministra Michała Dworczyka. Za to zaangażowanie cześć mu i chwała, bez cienia ironii – wielka szkoda, że nie pełni on odpowiedniej funkcji w resorcie Spraw Wewnętrznych. Ze swoją energią i sposobem widzenia rzeczywistości mógłby zrobić tam dużo dobrego… Na razie przetasowania rządowe rzuciły ministra Dworczyka w górę, na stanowisko Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Wracając do samej nowelizacji, to z tego co mi wiadomo zasadniczym powodem jej zgłoszenia była chęć rozwiązania problemów logistycznych, związanych ze szkoleniem strzeleckim klas mundurowych – przypomnijmy, że wedle obecnej koncepcji MON klasy te miałyby się stać głównym dostarczycielem rekruta dla Sił Zbrojnych, w czasach zawieszenia poboru powszechnego (którego odwieszenie z przyczyn politycznych jest bardzo trudne, a w perspektywie zbliżającej się serii wyborów różnych szczebli zupełnie niemożliwe). To ważna kwestia: brak rezerw jest głównym problemem polskiej armii, który musi być rozwiązany natychmiast. Rzecz jest bezdyskusyjna w sensie merytorycznym, choć być może można byłoby ją rozwiązać nieco inaczej, może nawet nieco skuteczniej, ale przyjęty sposób także prowadzi do celu. Do tego „tematu głównego” doczepiono parę wątków pobocznych, moim zdaniem luźniej związanych z tym zasadniczym – ale tak jest zawsze: ktoś kto akurat był bliżej centrum decyzyjnego przepchnął to, co mu w duszy grało. W tym nie ma nic złego w kontekście tej konkretnej ustawy nowelizującej, tak dzieje się zawsze i przy każdej okazji, bo ten problem wynika z zasadniczo błędnego sposobu stanowienia prawa w Polsce. Sposobu, który skutkuje legislacyjną biegunką zalewającą nas rok w rok setkami, tysiącami nowych, incydentalnych aktów prawnych, czasami wręcz ze sobą sprzecznych, służących doraźnemu łataniu dziur w aktach uchwalonych naprędce poprzednio. Dziury te biorą się zaś znów ze sposobu stanowienia prawa, przez grupę kilkudziesięciu posłów wchodzących w skład odpowiedniej komisji sejmowej lub senackiej, o zakresie zainteresowań daleko przekraczającym temat danej ustawy, właśnie procedowanej. Na niej cokolwiek zna się zwykle mniejsza część składu komisji, a jak akurat mamy szczęście, to trafi się jedna czy dwie osoby mające o sprawie większe pojęcie – i jeśli osoby te akurat reprezentują ugrupowanie rządzące, i są w nim słuchane (co wcale nie musi być jednoznaczne), to mamy szansę, że procedowana ustawa będzie jakkolwiek sensowna. W każdym innym przypadku ustawa będzie zlepkiem pomysłów budowanych na podstawie medialnych przekazów i zasłyszanych skądś informacji, czasami aberracyjnych, przemielonych przez maszynkę politycznych targów (wy się zgodzicie na to, to my puścimy wam tamto, ale jeśli wy pomożecie nam zablokować owamto). Nie czas tu i miejsce na rozwodzenie się jak prawo stanowione być powinno, chodzi mi tylko o konstatację tego co mamy dziś: i szans na zmianę nie widać, niestety. Więc trudno mieć pretensje o cokolwiek do kogokolwiek – tak krawiec kraje, jak materii staje.
Tematów pięć
Proponowana nowelizacja (nr druku sejmowego 2074) liczy dwa artykuły, z których pierwszy zawiera trzynaście pozycji. Efektem wejścia jej w życie miałoby być w sumie pięć zmian w obowiązujących przepisach:
- wprowadzenie nowego pojęcia „broni szkolnej” – posiadanej bez pozwolenia, ale wymagającej rejestracji;
- wprowadzenie obowiązku rejestracji tłumików huku oraz umożliwienie strzelania z ich użyciem, ale wyłącznie na strzelnicach;
- zwolnienie wybranej grupy posiadaczy broni z zakazu posiadania (i używania) amunicji z pociskami pełnopłaszczowymi zawierającymi rdzeń z materiału twardszego niż stop ołowiu;
- wprowadzenie obowiązku tworzenia i publikowania zestawu pytań egzaminacyjnych przez Komendanta Głównego Policji oraz przez (odpowiedni) polski związek sportowy;
- rozszerzenie możliwości posiadania broni maszynowej (w trybie „na świadectwo”, czyli według zapisów art. 29 ustawy) na wybrane stowarzyszenia – te, które zawarły lub zawrą odpowiednie porozumienie z MON w sprawie „realizacji szkolenia obronnego”.
Zmiany te na pierwszy rzut oka wydają się niewielkie i rozwiązujące raczej niszowe problemy – może poza dwiema: listą pytań egzaminacyjnych oraz możliwością używania powojskowej amunicji „z gwoździem”, najtańszej na rynku, ale od pewnego czasu w wyniku rozszerzającej interpretacji narzuconej przez KGP zakazanej jako „szczególnie niebezpieczna”. Ale nawet te dwie zmiany, oderwane od szerszego kontekstu, wydają się być mało istotne w praktyce – bo co z tego, że teoretycznie łatwiej byłoby zdać egzamin na przykład na pozwolenie na broń w celach ochrony osobistej, skoro i tak organa Policji nie będą ich wydawały, gdyż „okoliczności, na które powołuje się strona nie przekonały organu”? A cena demobilowej amunicji nie jest znów aż tak bardzo atrakcyjnym czynnikiem, jeśli zważy się na drugiej szalce problem korozyjnych spłonek i zleżałego prochu, jakimi elaborowane są takie naboje – oszczędzić parę stów na kulkach, żeby potem musieć wydać je na remont lufy? Taki sobie interes. Chyba że chodzi o amunicję do karabinów maszynowych, tej idzie rzeczywiście dużo… Zainteresowanych szczegółowym omówieniem proponowanych w nowelizacji rozwiązań zapraszam do lektury artykułu pt. Do celów szczegółowych, zamieszczonego na dalszych stronach tej edycji miesięcznika .
Co ciekawe, nawet te drobne i w sumie poboczne zmiany zostały przepchnięte z dużym trudem przez uzgodnienia pomiędzy resortami ON i SWiA. Swoją drogą ciekawe, jakim cudem w ogóle „wewnętrzni” zgodzili się, żeby „obronni” majstrowali im przy ICH ustawie. To w ogóle jakoś słabo się mieści w dotychczasowym rozumieniu i funkcjonowaniu działów rządowych, dowodząc przede wszystkim wielkiej determinacji i osobistej skuteczności ministra Dworczyka. W każdym razie na etapie składania projektu w Sejmie rzecz cała była domówiona i ustalona – bo potem to już chyba było różnie. A my pomni własnych wcześniejszych doświadczeń przestrzegamy: w sprawie broni nie układać się nigdy z KGP, bo zawsze oszukają. Ich zdaniem bowiem cel uświęca środki – jakiekolwiek.
Ciekawe jest też to, że wszystkie te pięć spraw rozwiązuje – dokładnie w duchu nowelizacji, lub korzystniej dla strzelców – poselski projekt nowej ustawy o broni i amunicji, czekający w Sejmie na dalsze procedowanie (nr druku 1692). Dlaczego nie sięgnięto do jego rozwiązań? Albo dlaczego po prostu nie pracuje się nad tą ustawą, wpychając wcześniej (projekty powinny być procedowane w kolejności zgłoszenia, jeśli dotyczą tego samego tematu) nowelizacje starej ustawy? To proste: nie jest ważne czy coś jest złe czy dobre, ważne czy jest nasze, czy obce…