Konstrukcję pistoletu CZ P-10 już przedstawialiśmy na naszych łamach, przy okazji prezentacji modelu P-10 C po jego premierach na targach SHOT Show oraz IWA. Teraz przyszedł czas na test – i to od razu wszystkich czterech odmian P-10.
Aż czterech? Przecież rodzina pistoletów P-10 zawiera tylko trzy wielkości szkieletów oraz powiązane z nimi trzy długości zamków (i luf) – przedstawioną jako pierwsza kompaktową wersję C (jak compact), subkompaktową wersję S (jak subcompact) oraz wersję pełnowymiarową F (jak full size). Ta ostatnia jest w zasadzie nadwymiarowa, bo CZ P-10 F jest naprawdę pokaźnych rozmiarów bronią i nawet bardzo duża dłoń swobodnie mieści się na chwycie. A czwarta
odmiana? To najmodniejsza ostatnimi czasy wersja hybrydowa, tu nazwana SC – choć bardziej pasowałoby chyba określenie „CF”, jako że pistolet ten łączy kompaktowy szkielet z pełnowymiarowym zamkiem. Nie ukrywam, że ta wersja najbardziej przypadła mi do serca. Mam średniej wielkości ręce, więc szkielet C aż nadto mi wystarcza, a dłuższa linia celownicza pozwala lepiej wykorzystać największy atut bezkurkowych cezetek – fenomenalną celność. W ten sposób Česka Zbrojovka bardzo sprytnie stanęła do rywalizacji z Glockiem, bo to właśnie te pistolety są punktem odniesienia i celem rywalizacji dla rodziny P-10. Glock ma hybrydowego G19X, połączenie kompaktowego zamka z pełnowymiarowym szkieletem – a CZ hybrydowego P-10 SC, idącego dokładnie w przeciwnym kierunku. Osobiście bardziej przemawia do mnie czeski pistolet (bo jest zgrabniejszy, potencjalnie celniejszy i lepszy do noszenia w kaburze, a jeśli chcemy doraźnie zwiększyć siłę ognia, zawsze możemy podpiąć do niego dłuższy magazynek), ale zobaczymy jak je oceni rynek. W końcu to moda – a z nią dyskusji nie ma