Przedstawiamy dziś porównanie dwóch pistoletów, które prawie wszystko dzieli – ale łączy to, że oba są na swój sposób ekstremalne: to najmniejszy i największy z dostępnych na naszym rynku pistoletów samopowtarzalnych. Taki pistoletowy Dawid i Goliat.
Owszem, były w historii konstrukcje mniejsze od Browninga Baby – choćby miniaturowe pistoleciki Franza Pfannla ( 4/19). Trafiały się także – choć zdecydowanie rzadziej – okazy większe od Desert Eagle’a (na przykład pistolet Gabbet-Fairfax Mars). Ale były to wszystko albo swoiste zabawki o okołozerowej skuteczności, albo efemerydy produkowane w bardzo krótkich seriach, które z reguły miały problemy z prawidłowym funkcjonowaniem. Tymczasem obaj nasi dzisiejsi bohaterowie to pistolety użytkowe, dobrze funkcjonujące i jak najbardziej prawdziwe – a w dodatku produkowane w tak dużych ilościach, że dostępne bez większych przeszkód na rynku. I to nie tylko kolekcjonerskim – w dodatku naszym, krajowym, a nie za granicą. Co więcej: oba produkowane są do dziś, jeden pod oryginalną marką, a drugi jako licencjonowana kopia. A co jeszcze ciekawsze, ich okresy produkcji uzupełniają się: gdy wytwarzanie pierwszego oficjalnie zakończono, w innym miejscu świata rozpoczęto produkcję drugiego.
Pierwsze wrażenia są w sumie zgodne z oczekiwaniami – Browning Baby jest maleńki, wygląda jak miniaturka pistoletu, a Desert Eagle ogromny, wręcz nienaturalnie duży. Trochę jak przedmioty z wystawy niegdysiejszych szewców i fryzjerów: u tych pierwszych w charakterze reklamy stały buciki jak dla lalki, choć prawdziwe – a u tych drugich monstrualny grzebień. Różnica jest taka, że tamte buty i grzebień służyły wyłącznie ozdobie witryny, a nasze dwa pistolety nadają się do używania, choć z pewnymi wyrzeczeniami